Zbiórki

Katarzyna Wawerek, Szczecin

Pomóż Kasi ponieść koszty rehabilitacji i wrócić do zdrowia

Nazywam się Katarzyna Wawerek, mam 45 lat, mieszkam w Szczecinie. Na 40. urodziny dostałam prezent od losu - zdiagnozowano u mnie szpiczaka mnogiego. W jednej chwili moje życie się zmieniło, z wielu planów muszę zrezygnować. Nie zamierzam się poddawać i będę walczyć. Cztery lata temu miałam przeszczep szpiku kostnego. Obecnie jestem przygotowywana do kolejnego przeszczepu. Pieniądze są mi potrzebne na leki, dojazdy do szpitala do Łodzi, gdzie będę miała przeszczep, a później wizyty kontrolne w tej klinice. Utrzymuje się tylko ze skromnej renty i mieszkam sama, gdyż od 3 lat jestem po rozwodzie. Obecnie jestem w trudnej sytuacji materialnej, dlatego bardzo proszę o pomoc. Za wszelkie, nawet najdrobniejsze wsparcie materialne z Waszej strony z całego serca dziękuję.

12 283 zł z 12 000 zł
102%
Andrzej Pacek, Mirzec

Na ten moment zawieszam zbiórkę. Dziękuję za wpłaty.

Nazywam się Andrzej Pacek, mam 56 lat i mieszkam w Mircu. Moja choroba przyszła znienacka we wrześniu 2015 roku. Dosłownie z dnia na dzień moje dotychczasowe życie zmieniło się o 180 stopni. Ból w kręgosłupie między łopatkami zupełnie uniemożliwił mi poruszanie się. Jednoznaczna diagnoza była szokiem - szpiczak mnogi, a na domiar złego całkowity paraliż - od pasa w dół. Błyskawiczna operacja usunięcia guza uratowała mi życie. Wzmocniono i usztywniono również kręgosłup na odcinku 4 kręgów śródpiersiowych. Nastąpiło leczenie wysokodawkowaną chemią w Klinice Hematologii i Transplantacji Szpiku w Centrum Onkologii w Kielcach. Wsparto je dwoma przeszczepami autologicznych komórek krwiotwórczych krwi obwodowej. Było ciężko, a rokowania nie były najlepsze. Choroba, a potem leczenie wyłączyły mnie z życia zawodowego i rodzinnego. Obecnie nastąpiła remisja choroby, ale pozostał spastyczny niedowład kończyn dolnych. Od początku wiedziałem też, że jeśli chcę być znów w miarę sprawnym, czeka mnie długotrwała i żmudna rehabilitacja. Jestem zdeterminowany w tym postanowieniu i uparty. Nie użalam się nad sobą i walczę. Pomagająmi w tym ćwiczenia w domu oraz pod okiem profesjonalistów na turnusach rehabilitacyjnych w Otwocku czy Busku. Niestety terminy takich wyjazdów - refundowanych przez NFZ są bardzo odległe (nawet 2025 rok), a w mojej obecnej sytuacji materialnej nie stać mnie na wyjazdy komercyjne. Bardzo chciałbym wrócić znów do pełnej sprawności i aktywnego życia, dlatego środki zebrane za pośrednictwem Fundacji pragnę przeznaczyć na wyjazdy rehabilitacyjne. Już wiem, jak bardzo mi one pomagają. Dlatego bardzo proszę Państwa o każdą pomoc i za tę nawet najdrobniejszą z serca dziękuję. --- Dziękuję wszystkim Darczyńcom za okazaną mi pomoc. Moje marzenia się spełniły. Dzięki Wam mogłem znów w styczniu tego roku rehabilitować się w Busku. Wyjadę tam również na kolejny turnus we wrześniu. W dalszym ciągu liczę na Waszą pomoc w zbieraniu funduszy na kolejne wyjazdy. Naprawdę wiele mi one dają. Dzięki nim będę miał więcej siły do walki z rakiem, kiedy ten znowu da o sobie znać.Dlatego też pozwoliłem sobie ponownie prosić Was o wsparcie. Zwiększyłem też kwotę - zapewni mi to ciągłość w mojej rehabilitacji w tak cudownym ośrodku, jakim jest 21 WSZUR w Busku-Zdroju.

12 266 zł z 10 000 zł
122%
Anna Rucińska-Barnaś, Kraków

Środki na pokrycie kosztów związanych z leczeniem

Tylko ludzie silni nadzieją są zdolni przetrwać wszelkie trudności. - ks. Jerzy Popiełuszko Na początku stycznia 2018 zdiagnozowano u mnie hormonozależnego HER dodatniego raka piersi z przerzutami do węzłów pachowych. Od razu podjęłam walkę z chorobą, poddałam się 8 cyklom chemioterapii, operacji, radioterapii i immunoterapii. Obecnie jestem w trakcie hormonoterapii w Centrum Onkologii w Gliwicach, leczę się też kardiologicznie oraz przechodzę rehabilitację z powodu następstw choroby. Nie poddaję się, ale leczenie i rehabilitacja wiążą się z kosztami, które obciążają nasz domowy budżet. Obecnie największym wydatkiem są leki, badania i dojazdy do placówek medycznych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie. W ofiarowaniu siebie najpiękniejsze jest to, że to, co do nas wraca jest zawsze lepsze od tego, co dajemy. Otrzymujemy odpowiedź o wiele bardziej hojną niż nasze działanie. - Orison Swett Marden

11 913 zł z 10 000 zł
119%
Maria Agnieszka Malinowska, Pniewy

Nie proszę o cuda. Proszę o pomoc!

Mam na imię Agnieszka i mam 54 lata. Jeszcze niedawno moje życie toczyło się normalnie – praca, dom, podróże, zwyczajne codzienne szczęście. Dziś moją codziennością są szpitale, ból, lęk i czekanie. Zdiagnozowano u mnie międzybłoniaka opłucnej – rzadki, złośliwy nowotwór, który każdego dnia odbiera mi siły, oddech i nadzieję.Nie potrafię opisać, co czuje człowiek, kiedy słyszy, że choroba jest nieuleczalna. Że jedyne, co można robić, to próbować ją spowolnić. Że leczenie kosztuje tyle, ile człowiek nie zarobi przez całe życie. A ty przecież nie myślisz o sobie – myślisz o swoim dziecku, o bliskich, których możesz zostawić, o życiu, którego nie chcesz tracić. Mam córkę. Moje największe szczęście. Codziennie patrzę na nią i myślę, że nie mogę jej zostawić. Nie mogę pozwolić, by zapamiętała mnie tylko jako „mamę, która była chora”.Chcę móc znów po prostu z nią iść na spacer, bez duszności i strachu, że to może być ostatni raz.Międzybłoniak to choroba brutalna. Nie daje czasu, nie daje drugiej szansy. Leczenie, chemioterapia, kosztowne leki nierefundowane – to dla mnie jedyna nadzieja, żeby żyć dłużej. Żeby doczekać kolejnych chwil, które teraz mają dla mnie największą wartość.Nie proszę o cuda. Proszę o pomoc – bo nie chcę się poddać.Każda złotówka to dla mnie oddech. Każde udostępnienie to szansa. Proszę Cię – pomóż mi zawalczyć o życie.

10 925 zł z 10 000 zł
109%
Marek Potocki, Lipinki Szlacheckie

Koszty leczenia i transportu

Mam na imię Marek. Byłem nauczycielem wychowania fizycznego w szkole podstawowej. Diagnoza była ciężkim przeżyciem. Od sześciu lat walczę ze złośliwym nowotworem krtani. Najtrudniejsza jest niepewność wyników kolejnych badań. Istotną trudność stanowią także wydatki związane z leczeniem. Poza tym dojazd również jest kosztowny - klinika jest oddalona ponad 50 km od domu, a konieczne są częste wizyty. Pozostaję jednak pełen nadziei.

10 881 zł z 10 000 zł
108%
Agnieszka Katolik-Radlica, Kielce

Pomóż mi pokonać raka - nie chcę umierać!

Pomóżmy Mamie Olly i Leona – walczy z rakiem bez prawa do zasiłku Mam na imię Agnieszka. 8 lat temu straciłam siostrę z powodu tej koszmarnej choroby. Jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci, 8-letniego Olego 6-letniego Leona. Przez 18 lat pracowałam za granicą, ciężko, uczciwie, by zapewnić dzieciom lepszą przyszłość. Teraz, kiedy najbardziej potrzebuję pomocy, zostałam bez wsparcia – bo nie przepracowałam wymaganych lat w Polsce, nie mam prawa do zasiłku chorobowego ani opieki socjalnej w naszym kraju, ale też za granicą w UK. Kilka miesięcy temu usłyszałam diagnozę, której nikt nie chce usłyszeć: rak. Leczenie jest kosztowne, bolesne i wyniszczające. Z każdym dniem trudniej mi zadbać o dzieci, opłacić rachunki, wykupić leki czy dojechać na kolejne etapy terapii. A mimo wszystko – nie poddaję się. Walczę dla nich. Dla Olusia i Leona. Bo chcę widzieć, jak dorastają. Jak idą do szkoły, zakochują się, spełniają marzenia. Każda złotówka to dla mnie nie tylko wsparcie finansowe – to znak, że nie jestem sama. Że moje dzieci będą miały mamę jak najdłużej. Proszę, pomóż mi w tej walce. Za każdą wpłatę, udostępnienie i dobre słowo z całego serca dziękuję.

10 259 zł z 10 000 zł
102%
Dominik Głód, Lachowice

Zbiórka na dalsze leczenie...

Mam na imię Dominik, mam 22 lata. Niecały rok temu stwierdzono u mnie nowotwór złośliwy jądra. Oparciem w trudnych chwilach są dla mnie przyjaciele, dziewczyna i ukochany pies. Od lipca przyjmuję chemię. Leczenie uniemożliwia mi pracę oraz znacznie ogranicza moje środki finansowe. Częste wizyty u onkologa, a także dojazdy na kolejne cykle pochłaniają sporą część budżetu. Z racji obniżonej odporności nie mogę korzystać z komunikacji miejskiej. Będę wdzięczny za każdą ofiarowaną mi pomoc w walce o życie.

10 058 zł z 10 000 zł
100%
Joanna Szczepańska, Przasnysz

Zbiórka na leczenie

Witajcie, mam na imię Joanna. Mam 48 lat i jestem mamą dwóch córek. Od 7.01.2025 r. świat wywrócił się do góry nogami, ponieważ otrzymałam diagnozę raka piersi z przerzutami do węzłów chłonnych pachowych, szyjnych oraz wątroby. Diagnoza zatrzymała mój pęd życia. Pracowałam jako opiekunka osób starszych. Ta praca dawała mi ogromną satysfakcję, ponieważ mogłam podać rękę oraz koić potrzeby dnia codziennego innych ludzi. Choroba odmieniła moją sytuację. Chcę walczyć o życie, nie tylko dla siebie, ale dla moich najbliższych, czyli córek, ale także moich dwóch kochanych piesków. Teraz cała moja rodzina oraz ja stanęliśmy przed niełatwym wyzwaniem, z którym ciężko poradzić sobie samodzielnie. Leczenie jest kosztowne - trzeba dotrzeć do szpitala na chemię, mieć pieniądze na leki, różne badania diagnostyczne, które są potrzebne do dalszej diagnozy. Bardzo proszę o wsparcie, czekam na rentę chorobową. Walczę i pragnę wrócić do normalności, do zdrowia, pracy, która jest dla mnie ważna i za nią tęsknie. Muszę być zdrowa, aby zadbać o swoich bliskich i całą resztę. Dziękuję za każdą pomoc. Nigdy nie myślałam, że znajdę się w tak ciężkiej sytuacji.

10 000 zł z 10 000 zł
100%
Beata Beata-Ślusarz, Siedliska Sławęcińskie

Pomoc dla Beaty chorującej na nowotwór złośliwy

Choruję na nowotwór złośliwy piersi. Depresja sprawiła, że późno podjęłam leczenie. Strach i lęk paraliżował mnie. Jestem matką. Mam dwójkę dzieci i to dla nich chcę walczyć. Skrzywdziłam je, nie podejmując leczenia. Mieszkam na wsi, a do ośrodka onkologicznego mam ok. 70 km. Moja choroba jest dużym obciążeniem dla rodziny. Obecnie pracuje tylko mąż. Córka studiuje na pierwszym roku studiów, a syn jest dopiero w 6 klasie szkoły podstawowej. Muszę wyzdrowieć! Potrzebujęśrodków na specjalistyczne opatrunki i dojazdy na leczenie. Bardzo proszę o wsparcie.

9 211 zł z 2 000 zł
460%
Adela Moskalik, Komorniki

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Adela odeszła...

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Adela odeszła... Składamy szczere wyrazy współczucia jej rodzinie i bliskim, Zarząd Fundacji Alivia. Zbiórka Adeli została zamknięta. Prosimy nie przekazywać darowizn na ten cel. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Mam na imię Adela. W roku 2021 przeszłam operację jajników. Po badaniu histopatologicznym stwierdzono nowotwór złośliwy jajników Figo 3 c. Potrzebuję pieniędzy na nierefundowany lek, którego miesięczny koszt to ok. 755,00 zł. Po podaniu leku chciałabym wrócić do normalnego życia i być szczęśliwa z całą rodziną. Dziękuje wszystkim bardzo za wsparcie, ale na chwile obecną proszę nie wpłacać pieniędzy, bo lek został wstrzymany. Jeszcze raz bardzo dziękuję, część pieniędzy postaram się przekazać innym osobom.

9 063 zł z 9 060 zł
100%
Izabela Kordowska, Chełmno

Walczy z nowotworem kości, po raz kolejny ma nawrót choroby.

„Pokażmy, jak wielkie mamy serca i na co nas stać..." Mam na imię Iza, obecnie mam 45 lat i niespełnione marzenia. W 2009 r. zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy kości, tkanek miękkich i chrząstki stawowej. To było dla mnie, jak wyrok. Od tego czasu jestem intensywnie leczona w kilku specjalistycznych ośrodkach. Niestety, jak dotąd wszelkie zabiegi i leczenie nie przyniosły spodziewanych efektów i ciągle walczę, aby uniknąć amputacji prawej kończyny dolnej, co za chwilę będzie nieuniknione. Wszystko zaczęło się niepozornie i niespodziewanie bólem nogi i wysoką gorączką. Z tymi objawami trafiłam do szpitala: najpierw w Toruniu, Otwocku – z podejrzeniem gruźlicy kości i tam byłam operowana i leczona pod tym kątem. Kiedy stan zdrowia się nie poprawiał i objawy nie ustępowały zostałam poddana ponownej operacji. Wtedy usłyszałam wyrok na całe dalsze życie - diagnozę mojej choroby. Zostałam poddana leczeniu onkologicznemu w ośrodku do tego przystosowanym w Bydgoszczy (konsultowana okresowo w Warszawie); przez cały ten czas otrzymywałam chemioterapię, po której mój stan poprawiał się na krótko, po czym choroba znowu nawraca i daje znać o sobie. Kilka razy przechodziłam radioterapię. Miałam naświetlane kolejne okolice, co skończyło się powikłaniami w okolicach prawego podudzia – uszkodzenie nerwów, niedowład kończyny oraz opadanie stopy i martwica tkanek. Obecnie mam kolejny nawrót choroby i guz w tej okolicy. Lekarze rozkładają ręce. Jedyne rozwiązanie jest drastyczne - amputacja nogi do kolana, a i to może okazać się nieskuteczne. Niestety mieszkam w bloku bez windy na 3 piętrze i będę do końca walczyć, aby do tego nie doszło. Przestałam już liczyć kolejne zabiegi operacyjne i pobyty w szpitalach, przez które przechodzę do chwili obecnej. Na tym nie koniec, bo dołączyły się jeszcze różne choroby współistniejące i powikłania po leczeniu onkologicznym (od gronkowca, patologiczne złamanie kości udowej aż do tętniaka przegrody między przedsionkami z przeciekami). Właśnie w chwili obecnej jestem po ciężkim zabiegu kardiochirurgicznym - listopad 2015 r. Staram się to wszystko przyjmować z pokorą i jakoś żyć z "niechcianym przyjacielem -; rakiem", ale niestety największym problemem są wysokie koszty leczenia, ograniczony dostęp do niektórych świadczeń oraz limity do lekarzy specjalistów i długi okres oczekiwania na rehabilitację (nawet od kilku do kilkunastu miesięcy), gdzie tu liczy się czas i każdy dzień jest u mnie na wagę złota! Na leczenie – lekarstwa, opatrunki, wizyty u specjalistów, badania, dojazdy do różnych ośrodków i życie (opłaty + wyżywienie + inne codzienne potrzeby) mam zaledwie 940 zł miesięcznie renty wraz z dodatkiem pielęgnacyjnym na rękę. Nie chcąc niweczyć dotychczasowych efektów leczenia, jestem zmuszona korzystać częściowo z prywatnych praktyk, badań i zabiegów ze względu na długie terminy i limity wprowadzane przez NFZ. Nawet przy wsparciu rodziny i najbliższych nie na wszystko mi starcza funduszy. Same leki - to ogromny wydatek, a do tego częste dojazdy do placówek. Obecnie podjęto decyzję o zabiegu usunięcia ponownego ogniska z podudzia i docelowo przeszczepie kości i tkanki mięśniowej tej okolicy (aby spróbować zapobiec amputacji), do tego konieczne leczenie wspomagające, ponownie chemio i radioterapia, a jeszcze intensywna rehabilitacja. Uwielbiam grać na organach – to pozwala mi chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości i zapomnieć o chorobie i ograniczeniach z nią związanych (poruszam się przy pomocy dwóch kul łokciowych, po dwóch latach spędzonych na wózku inwalidzkim). Wcześniej ukończyłam szkołę pielęgniarską, jednak choroba przekreśliła moje marzenia i spełnienie zawodowe; przez kilka lat pracowałam na oddziale noworodkowym, co było od zawsze moim pragnieniem - chciałam pracować z dziećmi. Mam świadomość, że przezwyciężyć chorobę i pokonać raka nie jest rzeczą łatwą i często niemożliwą. Jak na razie jest tylko szansa na zatrzymanie procesu nowotworowego na pewnie kolejny krótki czas i ciągłe usprawnianie oraz dalsze intensywne leczenie. Wszystko to jest bardzo kosztowne i trudne do osiągnięcia, ale niestety za chwilę mogę przestać w ogóle chodzić i dlatego tutaj składam bardzo niski ukłon w stronę Fundacji i wszystkich ludzi o wielkim sercu prosząc o pomoc i wsparcie. Każdy nowy dzień jest dla mnie nieustanną walką o życie, od której nawet na chwilę nie można odpocząć, ani uciec. Mimo bólu (niwelowanego morfiną co 4 godz.), ograniczeń, strachu i cierpienia staram się „normalnie" funkcjonować, co przychodzi z wielkim trudem i poświęceniem. Dzięki wsparciu, pomocy i życzliwości chce się żyć, chwytać kolejny dzień, każdą jego chwilę i dalej walczyć z nieuleczalną chorobą oraz przeciwnościami losu. Tymczasowo konieczne jest zatrzymanie postępu choroby i intensywna rehabilitacja; niestety to wiąże się z dalszym kosztownym leczeniem, a funduszy nie starcza już obecnie na nic. Dlatego jeszcze raz zwracam się z ogromną prośbą o pomoc i wsparcie w mojej nieustannej walce - dobrym słowem, życzliwym gestem, ale także każdym niezbędnym groszem, bez którego dalsze moje leczenie i godne życie jest wręcz niemożliwe.

8 700 zł z 8 000 zł
108%
Urszula Łaga, Gdańsk

Nierefundowane badania kontrolne

W zeszłym roku spadła na nas wiadomość, której nikt się nie spodziewa i na którą nie można się przygotować - zdiagnozowano u mnie raka piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Życie naszej pięcioosobowej rodziny odwróciło się wtedy o sto osiemdziesiąt stopni. Nasza najmłodsza córeczka Gabrysia miała wtedy zaledwie rok, najstarszy Jaś skończył sześć lat, a Sara za kilka miesięcy miała obchodzić czwarte urodziny. To był bardzo trudny i wyczerpujący rok dla całej naszej rodziny - półroczna intensywna chemioterapia, częste wyjazdy do Warszawy, Szczecina, operacja. Był to również czas, kiedy mogliśmy wzmacniać na nowo nasze więzi, umacniać naszą rodzinę, a także doświadczać bezinteresownej pomocy wielu osób. Jesteśmy wdzięczni za ten rok! Obecnie jestem na końcówce leczenia, już dużo mniej inwazyjnego niż na początku. Jednocześnie rak pozostanie już na zawsze z nami - gdzieś z tyłu głowy zawsze będzie pytanie, czy choroba nie wróci. Podczas diagnostyki wykryto u mnie mutację genu BRCA2, której nosicielstwo zwiększa ryzyko zachorowania m.in. na raka piersi i raka jajnika. Jestem stale pod opieką lekarską, jednak badania takie jak Maintrack, które wykorzystywane są na Zachodzie w profilkatyce nowotworowej, w Polsce nie są niestety refundowane. Dlatego zwracam się z prośbą o pomoc, aby w pełni móc korzystać z odkryć współczesnej medycyny w walce z moją chorobą. Za każdą złotówkę dorzuconą do zbiórki będziemy Wam bardzo wdzięczni.

7 309 zł z 5 000 zł
146%