Zbiórki

Izabela Neumann-Tarasiewicz, Ruda Śląska

Iza walczy dla swojej małej córeczki.

Choć rak zabrał mi tak wiele, nadal mam marzenia, najprostsze, najważniejsz:, by żyć, by kochać swoich najbliższych. Spełnieniem moich marzeń jest moja córeczka Zuzia, urodzenie jej było najpiękniejszym wydarzeniem w moim życiu. Mam cel, marzenie by móc wychować córkę, by w jej życiu nie zabrakło rodziców. Nazywam się Izabela Neumann-Tarasiewicz, mam męża i 9-letnią córeczkę, mieszkamy w Rudzie Śląskiej. Od 2010 roku choruję i leczę się na wieloogniskowy nowotwór piersi, o największym stopniu złośliwości, z przerzutami do węzłów chłonnych, potrójnie ujemny (triple-negative breast cancer). To oznacza, że jest to agresywna postać raka piersi, rozwija się w zabójczym tempie, szybko nawraca. Mam mutację genu, przy którym mogę zachorować jeszcze na inne nowotwory. W międzyczasie kolejny cios – okazało się, że mój mąż jest ciężko chory. Jedyny ratunek dla niego to przeszczep wątroby. Na przełomie 2015/16 roku kolejne zachorowanie, przerzut na drugą pierś i znów intensywne, wyczerpujące leczenie, z towarzyszącymi licznymi powikłaniami. Każdy dzień to zmaganie się z bólem, silnym zmęczeniem, brakiem odporności, mój organizm jest wycieńczony, nie mam siły fizycznej i psychicznej. Czuję się obdarta z resztek kobiecości. Kolejne operacje, blizny, obrzęki… jak tu siebie zaakceptować? Czuję jak choroba spustoszyła moje ciało, mój umysł... czuję się wypalona, wrakiem człowieka. Ze znakiem zapytania o każde jutro... Cały czas jestem pod stałą kontrolą, mam mnóstwo badań do zrobienia, wizyt lekarskich, leków do zażycia oraz rehabilitacja. Każdy dzień to walka z chorobą. DOPÓKI WALCZYSZ, JESTEŚ ZWYCIĘZCĄ [Św. Augustyn] Nie chcę żyć z samą chorobą, rezygnować z życia. Bo kocham życie i ludzi, poznawać ich i im pomagać, jak do tej pory to robię. Jestem ciekawa świata, lubię obcować z naturą, wtedy czuję się wolna, spełniona i szczęśliwa. Ks. Jan Kaczkowski zwykł mawiać ,,Nie ma co udawać: choroba sprawia, że szału nie ma. Ale życie wciąż trwa”. Bardzo trudno jest mi zaakceptować chorobę, poskromić lęk, lecz pragnę cieszyć się każdym dniem i dzielić z bliskimi. Moi drodzy, proszę Was, pomóżcie mi żyć z chorobą, z moimi ograniczeniami i osiągać cele, które motywują mnie do życia. Każde Wasze wsparcie na wagę życia, każda złotówka na wagę zdrowia. Brak mi słów, którymi byłabym w stanie wyrazić swoją wdzięczność. DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERCA rodzinie, przyjaciołom i darczyńcom.

37 420 zł z 50 000 zł
74%
Magdalena Kulig, Olkusz

Potrzebna pomoc w pokryciu kosztów związanych z leczeniem raka

PS. Witajcie kochani, to już prawie 4 lata, jak walczę, ale nadal walczę i będę walczyć do końca. Wciąż jednak potrzebuję pomocy, ponieważ chemia, którą teraz przyjmuję, daje popalić. Rak znika, po czym wraca jak bumerang. To już 3. raz, ale jak to mówią: "do 3 razy sztuka". Tym razem chcę wygrać już całkiem. Nie udałoby mi się to bez Państwa pomocy. Nadal jej potrzebuję niestety... Dziękuję, że jesteście! :* Witajcie Kochani, nazywam się Magda Kulig, mam 38 lat, jestem mężatką i mam 2 córeczki. Spotkała nas tragedia - zachorowałam na raka złośliwego jajnika. Jest to rak surowiczy brodawkowaty high grade, niestety już z przerzutami do otrzewnej oraz innych organów. Jestem już po operacji, wycięto mi wszystko, co można było, niestety tylko w 95%. Bardzo chciałabym żyć i wychować moje córeczki - młodsza ma tylko 7 lat... Jednocześnie chciałam ostrzegać przed tym okrutnym, podstępnym wrogiem! W listopadzie 2019 byłam u lekarza robiąc cytologię i wszystkie badania i nic nie wskazywało, że czeka mnie taki los. Dopiero w marcu i kwietniu 2020 miałam bardziej bolesne miesiączki, a w maju dostałam wodobrzusza i niestety wtedy dopiero po zrobieniu usg okazało się, że to rak, który jest w bardzo zaawansowanym stadium. Uważajcie na siebie i badajcie się jak najczęściej! Czeka mnie długotrwałe i kosztowne leczenie, dlatego założyłam tę zbiórkę. Wiem, że dzięki Wam poradzę sobie z kosztami związanymi z moim leczeniem, a są to miedzy innymi: dojazdy do szpitali, prywatne wizyty u lekarzy, dieta, leki i wiele innych. Za każdą pomoc serdecznie dziękuję. ❤️ Pamiętajcie o mnie w modlitwie, trzymajcie mocno kciuki i przesyłajcie mi dużo pozytywnej energii. Jest mi bardzo potrzebna!

17 350 zł z 30 000 zł
57%
Renata Grudzień, Warszawa

Pokonać nowotwór piersi

Mam na imię Renata, mam 53 lata, jestem mamą dwóch dorosłych córek. W październiku 2018 r. wyczułam guz w piersi, który po diagnozie okazał się złośliwym nowotworem z przerzutami do węzłów pachowych. Podjęłam leczenie w Centrum Onkologii - Instytucie w Warszawie. Przeszłam leczenie obejmujące chemioterapię, radykalną jednostronną mastektomię wraz z usunięciem węzłów chłonnych oraz radioterapię. Przede mną długoletnie leczenie hormonalne i rehabilitacja ręki. Od momentu usłyszenia diagnozy zmieniłam swoje nawyki: zdrowo się odżywiam, suplementuję, prowadzę aktywny tryb życia, co częściowo zmniejsza ból stawów, wywołany hormonoterapią. Mimo przejść związanych z chorobą nowotworową jestem osobą pozytywnie nastawioną do życia. Mocno wierzę, że najgorsze chwile mam już za sobą. Chciałabym realizować swoje plany, m.in. pojechać na wyścig Formuły1 do Belgii. Wkrótce urodzi się pierwszy wnuczek i chcę obserwować, jak rośnie i rozwija się. Piszę książkę, w której opisuję etapy leczenia mojego nowotworu piersi, emocje związane z „oswojeniem” choroby. W ten sposób chcę przekazać innym chorym siłę i pozytywną energię. Zebrane pieniądze chcę przeznaczyć na leki, suplementy, wizyty lekarskie, badania diagnostyczne oraz profilaktyczną mastektomię drugiej piersi wraz z rekonstrukcją. Badanie genetyczne nie wykazało u mnie mutacji genów BRCA1 oraz BRC2, przez co profilaktyczna mastektomia nie jest finansowana przez NFZ. Będę wdzięczna za każdą wpłatę i wsparcie mnie w tej walce.

11 988 zł z 25 000 zł
47%
Małgorzata Ustupska, Wrocław

Dla Małgosi

Witam, mam na imię Małgorzata, mam 49 lat. W 2019 roku w grudniu usłyszałam diagnozę: wieloogniskowy rak piersi prawej. W tym momencie mój świat zawalił się, wszystko co miało sens, nagle stało się dla mnie nieważne. Miałam chwile załamania, odsuwałam się od wszystkich i zamykałam we własnym świecie. Jednak dzięki rodzinie i przyjaciołom, którzy bardzo mnie wspierali, przetrwałam półroczną chemię, potem operację usunięcia piersi z rekonstrukcją. Punktem kulminacyjnym mojego załamania był moment, kiedyokazało się, że mam przerzuty na węzły chłonne i że czeka mnie kolejna operacja. Następnym etapem mojego leczenia była radioterapia. Kiedy myślałam, że będzie dobrze, okazało się, że nastąpił kolejny cios - choroba mojego męża, który zachorował na raka płuc. Niestety nie udało mu się pokonać choroby, zmarł 28 października 2021 roku, a u mnie nasilił się obrzęk limfatyczny prawej ręki do takiego stopnia, że prawa ręka jest dwukrotnie większa niż lewa. I jest to efekt usunięcia węzłów chłonnych. Dwa razy w roku odbywam rehabilitację, ale to niestety nie wystarcza. Obecnie jestem na rencie, ale mam nadzieję, że kiedyś będę mogła wrócić do pracy. Pieniążki ze zbiórki chciałabym przeznaczyć na rehabilitację i zakup rękawa uciskowego. Rehabilitacja jest dla mnie za droga, gdyż jeden zabieg kosztuje 170 zł, a z mojej renty niestety nie stać mnie. Obecnie jestem w trakcie hormonoterapii. Staram się myśleć pozytywnie, ale to bardzo trudne po takich przejściach. Mam jednak nadzieję, że w końcu do mnie też uśmiechnie się los i już będzie tylko lepiej. Z góry bardzo dziękuję za wsparcie.

6 972 zł z 20 000 zł
34%
Julita Kozłowska, Szczytno

Walka z nowotworem piersi, operacja i rehabilitacja

Witam Was! Nazywam się Julita Kozłowska i jestem mamą dwójki cudownych dzieci, 2,5-letniego Bartka oraz 8-letniej Lenki i żoną wspaniałego męża. Do niedawna byłam aktywna zawodowo, prowadząc swoją działalność gospodarczą. Walczę, bo nie jestem na tyle silna, aby się poddać. Dlaczego ja? Nie, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Bardzo chciałabym, żeby nikt nie musiał tych ciężkich chwil przechodzić. Mimo to diagnoza była dla mnie ciosem prosto w serce. Kiedy usłyszałam, że mam raka piersi, pierwsze o czym pomyślałam to, jak synek i córka poradzą sobie beze mnie, kto ich nauczy wszystkiego, co powinna przekazać mama. Kto je utuli w płaczu? Kto je zrozumie tak jak ja? Mam cudownego męża, który jest również cudownym tatą, jednak zawsze byłam pewna, że będę częścią życia swoich dzieci przez długi czas. Chciałabym być dla nich wsparciem i pomocą, uczestniczyć w wyborze studiów, sukni ślubnej, poznać partnerów, doczekać wnuków, móc ich kochać i rozpieszczać. Choroba sprawiła, że życie zatrzymało się, a wszystkie plany zawisły w próżni. Musiałam przerwać naukę w szkole kosmetycznej, a ze ściany zdjąć certyfikaty szkoleń. Środki do życia mocno się uszczupliły, jako że prowadziłam działalność gospodarczą, gdzie bycie chorym oznacza brak dochodu. Mąż stał się jedynym żywicielem czteroosobowej rodziny, z kredytem hipotecznym i innymi zobowiązaniami, które zostały zaciągnięte w trakcie prowadzenia wcześniejszej działalności. Niedługo przed chorobą postanowiłam otworzyć swój wymarzony salon kosmetyczny. Zapisałam się do szkoły, jeździłam na kursy... Teraz? Zostały mi certyfikaty, które musiałam zdjąć ze ściany opuszczając lokal, na który nie mogłam sobie dłużej pozwolić. Po salonie pozostało wspomnienie oraz kredyt. Aż po długim okresie płaczu i beznadziei uderzyła mnie myśl, niby prosta rzecz, choć może nie zawsze oczywista. Dotarło do mnie, że to przecież nie koniec. To nie koniec mojego życia, to nie koniec moich marzeń. Nadal żyję i mam szansę wyzdrowieć i spełnić marzenia swoje i swoich dzieci. Bardzo chcę tego, bardzo chcę wyzdrowieć. Jestem w trakcie chemioterapii pooperacyjnej, po obustronnej mastektomii z rekonstrukcją, choć jeszcze przede mną na pewno minimum jedna operacja, której koszt to około 15000 zł. Po chemioterapii pojawiła się polineuropatia, co sprawia, że wymagam szerokiej rehabilitacji. To koszt kilkudziesięciu tysięcy złotych. Po operacji czeka mnie jeszcze kilka lat ciągłych badań, wizyt w szpitalu i brania leków. Niezwykle ciężko jest mi prosić o pomoc, nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale choroba zmusiła mnie do tego. Proszę Was o pomoc i wiarę we mnie. Dziękuję!!!

86 094 zł z 100 000 zł
86%
Justyna Szczypek, Bielsko-Biała

Wsparcie walki z nowotworem złośliwym piersi z przerzutami do płuc

Dzień dobry. Mam na imię Justyna, mam 44 lata, a w zasadzie za miesiąc już 45 ;) W czerwcu b.r. zdiagnozowano u mnie złośliwego raka piersi - typ luminalny B HER2-ujemny oraz wtórny złośliwy nowotwór do miąższu płuc. Mam dwóch synów (10 i 14 lat), sama wychowuję dzieci i sama jakoś wszystko ogarniam. Ciężko mi z tą myślą, że znów po 13 latach nawrót choroby zrobił zamieszanie i spustoszenie w moim życiu... Jestem po 5. chemioterapii paliatywnej, ale zostało mi prawdopodobnie jeszcze 7, zależnie od tego co wykażą badania TK, które będą robione za miesiąc. Nie lubię pisać o sobie, ponieważ ciężko przechodzę leczenie i wiem, że teraz jest bardzo dużo ludzi z tą chorobą i jest mi przykro, że ten rak zaatakował właśnie nas. Kolejki do lekarzy są kilometrowe, a każdy przecież chce żyć, cieszyć się tym życiem, rodziną, spędzać czas razem i wspierać się wzajemnie w tych trudnych dla nas chwilach. Mam nadzieję, że będzie kiedyś lepiej, bo medycyna poszła do przodu. Myślę, że nikt nie jest przygotowany na diagnozę choroby nowotworowej. Na korytarzach onkologicznych nie widać uśmiechów i kolorowych twarzy, lecz ludzi z nadzieją, walczących, czasem już bez sił, bez włosów w kolorowych chustach czy czapeczkach. Stan psychiczny każdego z nas jest bardzo ważny. Emocje, jakie nam towarzyszą, są odzwierciedleniem naszej duszy, ciała i czasami uśmiech jest tym, czego akurat nam potrzeba. Krótka wymiana zdań z drugą osobą i opowieści kto jaki w danej chwili przechodzi nowotwór, jaką stosuje dietę lub i nie, uśmiech, jakiś żart, by rozładować emocje. Ale to jest tylko na chwilę... Zaczęłam oswajać się z własnymi emocjami i z tą chorobą i na nowobudować normalność mojego życia z dziećmi. Mam marzenia, plany jak każdy, ale to wszystko, co się dzieje teraz, zakłóciło mi komfort mojego życia. Uważam, że zaznajomienie społeczeństwa z tematem choroby nowotworowej jest ważne, bo dzięki temu rak i leczenie onkologiczne nie są tematem tabu. Trzeba o tym mówić, bo im więcej o tym wiemy, tym mniej się tego boimy, czy jesteśmy chorzy, czy zdrowi. Nam chorym to pomaga w tej trudnej sytuacji. Musimy się wszyscy mądrze wspierać!

1 000 zł z 15 000 zł
6%
Anna Galik, Murowana Goślina

Wsparcie w leczeniu

Cześć, jestem Anna. W marcu tego roku zachorowałam na nowotwór złośliwy piersi. Jestem po 2 operacjach, a obecnie w trakcie chemioterapii. Jestem bardzo wesołą osóbką, moją pasją są podróże oraz spotkania z przyjaciółmi. Uwielbiam też wyprawy na motocyklu. Zebrane środki przeznaczę na codzienne wydatki związane z leczeniem, które pochłaniają znaczną część mojego budżetu.

743 zł z 15 000 zł
4%
Galyna Solntseva, Warszawa

Zbiórka dla Galyny

Pani Galina ma raka i przerzuty w całym ciele. Przeszła już 2 operacje, usunięto jej wszystkie narządy kobiece i jedną pierś, a 19 lutego czeka ją operacja usunięcia drugiej piersi. Pani Galina potrzebuje pieniędzy na wydatki związane z leczeniem, ponieważ nie będzie mogła pracować po operacji w okresie rehabilitacji i chemioterapii. Ma tylko niewielką emeryturę z Ukrainy, ale to jej nie wystarcza i oszczędza na jedzeniu, lekarstwach i wszystkim innym, dlatego ważne jest, aby pomóc jej do października 2024 r. Potem, po leczeniu i rehabilitacji, mamy nadzieję, że będzie w stanie stanąć na nogi i zadbać o siebie.

618 zł z 15 000 zł
4%
Małgorzata Kamrad, Gliwice

Małgosia walczy z rakiem. Pomóż zdobyć środki na lek.

Jestem chora na raka piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Choruję już drugi raz w życiu na nowotwór. Pierwszy raz, gdy miałam 21 lat, i teraz, kiedy mam lat 45. Jestem w trakcie chemioterapii, ale czeka mnie także operacja - amputacja piersi.Lekarze poinformowali mnie, że mam możliwość leczenia indukcyjnego, lekiem nierefundowanym przez NFZ w moim wskazaniu, głównie z powodu kosztów, jakie generuje. Dzięki niemu mam szansę uwolnić się od raka z gwarancją, że już nigdy nie powróci. Przez 23 lata pracowałam na stanowisku pielęgniarki. Pełniłam służbę chorym - zarówno osobom starszym, jak i młodzieży. Mam też dwójkę dzieci, które są moim całym światem i są tylko na moim utrzymaniu. Oboje jeszcze się uczą, ale mimo że powoli wstępują w dorosłość, nadal potrzebują mamy.Jest mi o tyle trudniej, że wiem, że gdy mnie zabraknie, nie będą mogły liczyć na pomoc żadnego z rodziców. Ojciec dzieci nie żyje, od kiedy były małe. Niestety, moje dotychczasowe zarobki nie pozwalały mi na zaoszczędzenie wystarczającej kwoty potrzebnej na leczenie.Dlatego, drodzy Darczyńcy, zwracam się do Was z prośbą o pomoc. Wierzę, że oddane dobro wraca. Kiedyś ja pełniłam służbę potrzebującym, a teraz sama jej potrzebuję. Spoglądam z nadzieją w przyszłość, mimo że jest ona w tym momencie dla mnie niepewna. Będę wdzięczna za każdą pomoc finansową.

29 517 zł z 44 064 zł
66%
Jadwiga Rumowska, Stare Litewniki

Na dojazdy i leczenie

Witam, jestem Jadwiga. W sierpniu 2022 r. zachorowałam na nowotwór jelita grubego z przerzutami do wątroby, piersi i węzłów chłonnych. Jestem po 12. chemioterapii, a przede mną dalsze leczenie i walka o powrót do zdrowia. Potrzebuję wsparcia w poniesieniu codziennych kosztów leczenia i dojazdów, gdyż mam ok. 200 km do ośrodka leczenia. Z całego serca będę wdzięczna za wsparcie .

5 288 zł z 20 000 zł
26%
Karolina Skrzypczak, Kościan

Pomoc w sfinansowaniu dalszego leczenia onkologicznego

Rok ten nie zaczął się dla mnie łaskawie. Ze względu na obniżoną odporność łapałam wszystko - począwszy od grypy, po zapalenie płuc czy oskrzeli. Dodatkowo chemia i radioterapia przyczyniły się bardzo do osłabienia mojego organizmu. Obecnie jestem po badaniu PET, które niestety wykazało, że guzy się zwiększyły, a co gorsza pojawiły się nowe. Na tę chwilę czekam za decyzją odnośnie wdrożenia nowego leczenia. Ponadto jestem na etapie szukania lekarzy, którzy podjęliby się zoperowania mnie i wycięcia tego co niepotrzebne. To jak wiecie, wiąże się z kosztami (leczenie, wizyty, badania, dojazdy itp.). Obecnie fizycznie jestem bardzo słaba, ale psychicznie mam wolę walki. Jestem gotowa ponownie podjąć rękawicę i walczyć dalej. Bo po prostu chcę ŻYĆ! Nie tylko dla moich synów, ale także dla samej siebie. Naprawdę nie jest mi łatwo ponownie prosić Was o pomoc, ale bez zbiórki nie jestem w stanie się dalej leczyć, a co za tym idzie mieć szansę na wygranie tej walki - mieć szansę na ŻYCIE! Leczenie dużo kosztuje, a mnie samej na nie nie stać. Dlatego jeżeli możecie, to proszę, pomóżcie. Kto nie może, to proszę o modlitwę.

55 213 zł z 70 000 zł
78%
Grażyna Pawluś, Zarszyn

Grażynie brakuje środków na podstawowe leki i dojazdy do lekarzy.

Witam, mam na imię Grażyna, mam 64 lata, jestem inwalidką I grupy o stopniu znacznym. W 2013 roku zdiagnozowano u mnie raka trzonu macicy. Obecnie jestem po radio- i brachyterapii. 3,5 roku chorowałam na chorobę popromienną jelit. Z powodu bólu byłam wprowadzana w śpiączkę farmakologiczną na oddziale paliatywnym. Obecnie leczę się w poradni paliatywnej, onkologicznej oraz kardiologicznej. Przeszłam ciężkie operacje koronografii obydwu nóg (miażdżyca kończyn dolnych) oraz koronografię tętnic w kierunku serca. Nie sposób wszystkich moich chorób opisać. Mam ogromne problemy z poruszaniem się, jestem pampersowana. Jedynym moim źródłem dochodu jest emerytura ZUS, na którą pracowałam 28 lat, a która nie wystarcza na podstawowe leki, leczenie i rehabilitację. Po opłaceniu rachunków pozostaje mi 200 zł na miesiąc. Mam problemy z dojazdami do lekarzy, poradni i na rehabilitację. Brakuje mi funduszy na leczenie, dojazdy do szpitali i konsultacje. Pracowałam kilkanaście lat jako siostra PCK, niosłam pomoc ludziom chorym, sparaliżowanym, przykutym do łóżka. Wierzę, że znajdzie się ktoś, kto mi pomoże, tak jak ja pomagałam innym potrzebującym. Proszę ludzi o dobrym sercu o pomoc.

15 210 zł z 30 000 zł
50%