Zbiórki

Małgorzata Sobiechowska, Wąbrzeźno

Leczenie Małgorzaty Sobiechowskiej

Mam na imię Gosia, mam 57 lat, dwójkę dorosłych dzieci. Przed chorobą prowadziłam normalne życie. Byłam osobą aktywną, pracowitą, nigdy poważnie nie chorowałam. Moje dzieci (córkę i syna) wychowaliśmy wraz z mężem na dobrych i uczciwych ludzi. Cieszyliśmy się, że niedługo będziemy na emeryturze wieść razem szczęśliwe i spokojne życie. Banalne objawy mojej choroby okazały się informacją druzgocącą: nowotwór gruczołowo-torbielowaty nosogardła, złośliwy, bardzo rzadki, uniemożliwiający normalne oddychanie. To było w grudniu 2019 roku. Przeszłam operację, radioterapię uzupełniającą i wydawało mi się, że udało się chorobę pokonać. Po dwóch latach znowu złe wieści... Przerzuty do płuc i wątroby. Rozpoczęłam chemioterapię, bardzo źle ją znosiłam, a i tak raka nie pokonałam, jedynie trochę go zatrzymałam. Mój lekarz powiedział mi wtedy o immunoterapii. Co prawda nie jest refundowana dla mojego typu raka, ale może pomóc. W tej chwili to moja jedyna nadzieja. Miesięczny koszt dawki leku to ponad 18 tys. złotych. Do tej pory korzystałam ze środków własnych i z pomocy rodziny, ale koszty są tak duże, że moje możliwości są na wyczerpaniu. Możliwe, że nie stać mnie będzie na zakup leku, a wtedy... Boję się śmierci, bólu, tego, że zostawię rodzinę. Siły do walki z chorobą daje mi głęboka wiara i modlitwa. Liczę na Waszą pomoc, chciałabym dalej żyć!

103 730 zł z 150 000 zł
69%
Justyna Wolszczak, Aleksandrówka

Pomóż mi wygrać z rakiem piersi

Mam na imię Justyna i od 2019 r. choruję na nowotwór piersi. W pierwszej konfrontacji z diagnozą poczułam lęk i bezradność, ale szybko przeszłam do trybu zadaniowego i dzielnie walczę od 5 lat. Niestety rak nie chce dać za wygraną, ja też ;-) Dlatego podejmuję kolejną walkę, ale już z groźniejszym przeciwnikiem - rak dał rozległe przerzuty m.in. do móżdżku. Potrzebuję wsparcia chemioterapii i radioterapii w postaci leczenia immunologicznego, które w moim przypadku nie jest refundowane. Moja córeczka Nikola ma 10 lat. Wierzę, że jeszcze wiele wspólnych chwil przed nami. Chcę być przy niej i patrzeć jak dorasta. Podejmuję walkę o moje życie i zdrowie. Chcę spróbować wszystkich możliwości, które zaproponują mi lekarze. Dlatego bardzo proszę o Twoje wsparcie.

103 395 zł z 150 000 zł
68%
Teresa Anuszewska, Witonia

Walka z rakiem trzustki

Witajcie, mówi się, że coś spada na człowieka jak grom z jasnego nieba. I u nas też tak było... Najpierw wszystkie objawy u mamy skierowane zostały na kręgosłup, aż nagle po silnych bólach w lewym boku okazało się, że to nie do końca kręgosłup tylko guz trzustki, który już dał przerzuty i to na samą wątrobę (oba płaty z rozsianym rakiem). Strach, lęk, walka każdego dnia z czasem, a ten, wiadomo, ucieka w mgnieniu oka... Szukanie pomocy wszędzie i u każdego, a najgorsze jak słyszy się, że przy takiej diagnozie operacja nie wchodzi w grę, bo mimo iż guz jest na ogonie trzustki, to dał już liczne przerzuty. Metody NFZ w naszym przypadku to tylko chemia paliatywna i czas na uporządkowanie spraw i odliczanie, czekanie wiadomo na co... Serce pęka szczególnie wtedy, gdy chodzi o osobę najbliższą. Komercyjny zabieg Nano-knife to koszt prawie 75 tys. zł, później chemioterapia i leki. Czy pomoże? Czy będzie dobrze? Czy zyskamy cenny czas? Boimy się, że może być ciężko, a koszta przerażają, ale nie ma nic cenniejszego niż życie! Dlatego przełamaliśmy się, choć to ciężkie, z założeniem zbiórki i prośbą o wsparcie...

3 171 zł z 50 000 zł
6%
Teresa Gruza, Warszawa

Teresa prosi o pomoc w zebraniu środków na leczenie.

Mam na imię Teresa. Mam 53 lata. Jestem pielęgniarką. Bardzo lubię moją pracę. Zawsze wykonywałam ją z wielkim zamiłowaniem. Od kilku lat oprócz podstawowego etatu w szpitalu pracowałam również dodatkowo z myślą o godnej emeryturze na starość. Niestety pod koniec 2016 roku okazało się, że mój organizm zaczął się buntować. Byłam coraz bardziej zmęczona i to nie tylko z powodu nadmiernej pracy. W grudniu 2016 wykryto u mnie złośliwy rodzaj nowotworu - raka zrazikowego piersi. W styczniu 2017 przeprowadzono operację oszczędzającą. Następnie w lutym 2017 doszczętnie usunięto węzły chłonne, ponieważ był przerzut do węzła. Progresja nastąpiła w szybkim tempie. W maju 2017 wykonano mastektomię. Zastosowane na początku leczenie hormonalne przerwano, gdyż po mastektomii okazało się, że to typ raka potrójnie ujemnego. Wykonana w czerwcu scyntygrafia wykazała zmiany osteolityczne w kośćcu (przerzuty do kości). Obecnie jestem w trakcie chemioterapii. Mieszkam z córką. Do tej pory dawałyśmy sobie radę z opłatami za dodatkowe wizyty prywatne i badania kontrolne. Chciałabym bardzo wrócić do pracy, ale w pierwszej kolejności należałoby zahamować rozwój choroby w kośćcu. W tym celu chciałabym poddać się terapii leczenia radem, która nie jest refundowana przez NFZ. Koszt takiego leczenia to 17 600 zł na miesiąc. Potrzebnych jest 6 kursów czyli ok. 110 000 zł. Ogromnym wsparciem są dla mnie moje córki, które są dla mnie całym życiem. Chciałabym zobaczyć jak radzą sobie w dorosłym życiu i poznać swoje wnuki. Bardzo proszę o pomoc. Pozdrawiam, Teresa.

63 168 zł z 110 000 zł
57%
Andrzej Kobierski, Baborów

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Andrzej odszedł...

Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że Andrzej odszedł... Składamy szczere wyrazy współczucia jego rodzinie i bliskim, Zarząd Fundacji Alivia. Zbiórka Andrzeja została zamknięta. Prosimy nie przekazywać darowizn na ten cel. ………………………………………………………..***…………………………………………………………. Od ponad 20 lat choruję na raka jasnokomórkowego nerki z przerzutami. W 2001 r. usunięto mi lewą nerkę. W 2008 r. nastąpiły przerzuty do płuc, w 2013 r. do drugiej nerki. W 2020 r. miałem przeprowadzony zabieg usunięcia guza w prawej nerce. Podczas operacji nastąpiły komplikacje, w wyniku czego nerka została mi usunięta. Od 2020 r. jestem dializowany. W 2021 r. nastąpił nawrót. Mam przerzuty w mięśniach, otrzewnej, tkance podskórnej. Lek, który mi pomaga, kosztuje 12 tys. zł za wlew. Musi być podawany co 3 tygodnie. Mam 5 kochających wnuczek, którymi chciałbym się jeszcze nacieszyć. Będę bardzo wdzięczny za każdą otrzymaną pomoc.

53 132 zł z 100 000 zł
53%
Żaneta Stolarz, Gostynin

Zbieram na nierefundowane leczenie raka piersi

O tym, że choruję na raka dowiedziałam się w sierpniu 2019 roku. Diagnoza: rak piersi Her2 (3+), bardzo agresywna postać raka, która wymaga natychmiastowego leczenia. Na zapoznanie się z możliwościami leczenie nie było wiele czasu, jeszcze mniej na podjęcie decyzji o wyborze właściwej ścieżki terapeutycznej. Na moje, i innych osób w podobnej sytuacji, szczęście istnieje lek, który może pomóc w walce z chorobą oraz umożliwić powrót do normalnego życia . Terapia w moim przypadku, czyli leczeniu przedoperacyjnym, w naszym kraju jest nierefundowana. Wlewy podawane są co trzy tygodnie przez 5 miesięcy wraz z chemioterapią. Każda dawka kosztuje 12000 zł. Jestem po trzech dawkach chemioterapii i nierefundowanego leku. Dlatego proszę o pomoc w sfinansowaniu następnych,bo tylko dzięki Wam, Darczyńcom będę mogła cieszyć się każdym kolejnym, przeżytym dniem. W imieniu swoim oraz całej rodziny jesteśmy bardzo wdzięczni za każdą pomoc!

7 878 zł z 55 000 zł
14%
Emilia Mizielińska, Warszawa

Wyroluj Raka

Dzień dobry, jestem mamą, siostrą, ciocią i nigdy nie myślałam, że ta choroba (złośliwy nowotwór piersi) może dotyczyć mnie - dopóki nie usłyszałam diagnozy. Teraz po dwóch operacjach nie mam złudzeń - jestem chora, jednak wstaję rano i staram się żyć, tak jakby choroby nie było. Odroczyłam wycięcie węzłów chłonnych, w obawie o późniejszą sprawność, jednak operacja jest zalecana z uwagi na pojawienie się komórek rakowych. Zbieram pieniądze na rekonstrukcję piersi, przeszczep węzłów chłonnych oraz dalsze leczenie. Bardzo dziękuję z całego serca i duszy za każde wsparcie. Pozdrawiam ciepło, Emilia

12 819 zł z 60 000 zł
21%
Dagmara Krawczyk, Kielce

Największym moim marzeniem jest teraz słyszeć tak po prostu otaczający świat, muzykę i śpiew ptaków...

Mam na imię Dagmara i mam 35 lat. Moja mama zawsze powtarzała, że to najpiękniejszy czas w życiu, niestety moja radość zżycia zatrzymała się 8.11.2019. W październiku 2019 roku po intensywnym, stresującym czasie w pracy miałam nadzieję na odpoczynek, jednak zaczęło mi dokuczać przeziębienie i ból gardła. Po wybraniu dwóch antybiotyków ból nie ustępował. Zlecono mi badania krwi, żeby ustalić przyczynę złego samopoczucia. Usłyszałam diagnozę... ostra białaczka szpikowa. Nie mogłam uwierzyć... Ja? Zdrowa, młoda, uprawiająca sport dziewczyna, której w końcu wydawało się, że zaczyna układać się w życiu... To tylko przecież ból gardła. Cała moja rodzina, jak i ja nie mogliśmy uwierzyć w te słowa, jednak diagnoza nie pozostawiała złudzeń i trzeba było działać wyjątkowo szybko. 20 listopada 2019 roku rozpoczęłam pierwszą dawkę chemioterapii w Ośrodku Leczenia Białaczek Szpitala Onkologicznego w Kielcach. Ja, osoba bardzo towarzyska, zostałam zamknięta na oddziale, do którego nawet rodzina nie ma dostępu, co było bardzo ciężkie psychicznie do zniesienia. Na szczęście udało się uzyskać prawie całkowitą remisję. Z radością miałam nadzieję że to już koniec, jednak niestety walka z tą chorobą nie jest tak łatwa. Zlecono kolejną dawkę chemioterapii podtrzymującej, następnie czeka mnie trzecia chemioterapia przed przeszczepem i przeszczep komórek macierzystych w Ośrodku Przeszczepowym w Katowicach. Leczenie tej choroby wiąże się też niestety z dużymi kosztami, z których do tej pory nie zdawaliśmy sobie sprawy: badania diagnostyczne, jedzenie hermetyczne, leki poprzeszczepowe, dojazdy na konsultacje i przystosowanie całego mieszkania do warunków osoby, która ma tak naprawdę zerową odporność. Bardzo proszę o pomoc i wsparcie w tej walce, bo choć diagnoza mnie poraziła i nadal nie mogę uwierzyć w to co się dzieje, to bardzo chcę wrócić do normalnego życia i zdrowia. Staram się być pełna pozytywnych myśli, jednak wiem że przede mną jeszcze długa walka, więc będę bardzo wdzięczna za udzielone wsparcie.

52 748 zł z 100 000 zł
52%
Karolina Kowalska, Bogatynia

Pomóż mi pokonać białaczkę i cieszyć się życiem

Kochani! Nazywam się Karolina Kowalska i mam 24 lata. Do niedawna cieszyłam się życiem i czerpałam z niego jak najwięcej. Niestety w lutym 2019 roku zdiagnozowano u mnie ostrą białaczkę szpikową wysokiego ryzyka (nowotwór złośliwy układu krwiotwórczego). Obecnie jestem leczona w Klinice Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku we Wrocławiu. Do tej pory zrealizowałam kilka linii leczenia chemioterapią, które nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Leczenie utrudnione było licznymi powikłaniami oraz długotrwałym okresem aplazji, czyli upośledzeniem funkcji szpiku. W chwili obecnej jestem przygotowywana do przeszczepu szpiku. Planowany jest przeszczep od osoby spokrewnionej, a dawcą szpiku zostanie moja mama. Termin zabiegu wyznaczono na 20.08.2019, jednak może on z różnych względów ulec zmianie. Wiem, że moje leczenie w dalszym ciągu wymagać będzie ogromnych nakładów finansowych przerastających możliwości mojej najbliższej rodziny. Dlatego z całego serca będę wdzięczna za każdą najmniejszą pomoc, która pomoże mi pokonać chorobę.

2 414 zł z 50 000 zł
4%
Katarzyna Katarzyna-Kosmaczewska, Józefów

Zbiórka dla Katarzyny Kosmaczewskiej

5 marca zawalił się mój świat. USG wykazało guza. Kolejne badania potwierdziły, że guz jest nie tylko złośliwy, ale mam najbardziej agresywną wersję raka. Jest to rak trójujemny piersi. Czeka mnie długa walka, a mierzę się z gigantem. Tzw. czerwona chemia pozbawi mnie włosów, osłabi układ odpornościowy i wyłączy z możliwości pracy zarobkowej. Do wczoraj aktywna i biegająca po górach z planem napisania książki o krainie fiordów, dziś przerażona i bezradna. Bez Waszej pomocy nie dam rady podjąć walki.

2 273 zł z 50 000 zł
4%
Elżbieta Koś, Bieździedza

Pokonać raka... po raz kolejny, ale już całkiem!

Mam na imię Elżbieta, w maju skończyłam 51 lat i pochodzę z niewielkiej wsi na Podkarpaciu. Jestem też mamą dwójki dorosłych już dzieci (córka Anna 27 lat i syn Artur 20). Moja historia z rakiem zaczęła się ponad 8 lat temu... W najmniej oczekiwanym momencie w życiu. Prowadziłam wówczas własną działalność gospodarczą, mały sklep spożywczy, dzięki któremu zarabiałam na utrzymanie siebie i rodziny. Wszystko układało się w jak najlepszym porządku, dopóki któregoś wieczoru nie wyczułam zgrubienia w prawej piersi. Lekarz rodzinny dał mi skierowanie do onkologa, i niestety po dokonaniu wszelkich niezbędnych badań okazało się, że konieczne będzie usunięcie guzka, połowy piersi oraz węzłów chłonnych. Operacje oraz późniejsze leczenie (radioterapię i hormonoterapię) przeszłam w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym im. Fryderyka Chopina w Rzeszowie, oddalonym ponad 60 km od mojego miejsca zamieszkania. By pogodzić leczenie i codzienne dojazdy do placówki, musiałam zrezygnować z prowadzenia sklepu. Od tamtego czasu pogorszyła się nasza sytuacja materialna, ale również moje zdrowie psychiczne, dlatego jestem pod opieką specjalisty psychiatry. Od tych ośmiu lat jestem również pod stałą opieką onkologa w tamtejszej poradni i regularnie przechodzę wszystkie kontrole. Wydawałoby się, że po tak długim czasie bez nawrotów, z rakiem "będę mieć spokój"... Niestety, tuż przed świętem Wielkiej Nocy wyczułam zgrubienie w drugiej piersi i jak to bywa typowe w "raka naturze" zrobił się przerzut na drugą pierś. Badania, konsultacje, wyniki i znów termin operacji. Dzięki Bogu bez komplikacji, martwiły mnie dojazdy, gdyby lekarz ustalił termin radioterapii. Niestety jemu coś gorszego stało na przeszkodzie... Od ubiegłego roku męczyły mnie nawracające wymioty po każdym posiłku, bóle w nadbrzuszu, itp. W styczniu, marcu i ubiegłym miesiącu miałam przeprowadzone gastroskopie. Łudziłam się, że jest to zarażenie bakterią, na którą dostałam bardzo drogi antybiotyk. Pani doktor coś jednak nie dawało spokoju i kazała zrobić badanie kontrole. Dopiero co odebrałam wyniki i spełnił się mój największy koszmar: "rak gruczołowy dna i trzonu żołądka". Na te wyniki czeka również moja onkolog, gdyż na poprzedniej wizycie wspomniała o wdrożeniu całkiem innego leczenia w przypadku pozytywnej diagnozy. Nie wiem, co mnie czeka. Być może chemia, pobyt na oddziale, na co fizycznie ani psychicznie nie byłam w jakimkolwiek stopniu przygotowana. Zebrane środki chciałabym przeznaczyć na dojazdy do placówek medycznych, dodatkowe konsultacje, leki oraz badania diagnostyczne, na które często trzeba czekać w ramach NFZ. Pozostaje mi teraz Boga prosić o zdrowie, a ludzi o dobrych sercach o pomoc w leczeniu. Bo przecież muszę - muszę wyzdrowieć, mam dla kogo. Chcę móc cieszyć się zwykłością codziennego dnia i móc jak dawniej znów zacząć jazdę na rowerze.

2 264 zł z 50 000 zł
4%
Michał Kaczmarski, Rudna

Na protezę po amputacji nogi i rehabilitację

Cześć, jestem Michał i w tym roku skończyłem 19 lat, a już mam protezę biodra. W lutym zeszłego roku upadłem i złamałem kość szyjki udowej. Lekarze długo diagnozowali, co doprowadziło do złamania kości szyjki udowej w tak młodym wieku. Takie złamanie zdarza się raz na milion i nie wróży nic dobrego. Przetransportowali mnie do innego szpitala, tam usłyszałem "robimy biopsję, to najprawdopodobniej rak". Po miesiącu spędzonym w szpitalnym łóżku potwierdziło się najgorsze, lecz dopiero wtedy lekarze wiedzieli, jakie kroki podjąć i w końcu przeprowadzili operację, po której mogłem powoli dochodzić do siebie i wstać z łóżka. Guza usunięto, a na miejsce wyniszczonej kości wstawiono endoprotezę. W dniu wypadku nie byłem ubezpieczony. Do września jakoś sobie radziłem, aż do momentu pojawienia się ostrego bólu, któremu towarzyszył rozrastający się w bardzo szybkim tempie guz. Przez kilka miesięcy tułałem się po lekarzach, guz wciąż rósł, ja zwijałem się z bólu, a w międzyczasie czekałem na diagnozę, co się ze mną dzieje. Po podróżach w różne miejscowości w całej Polsce i po wielu konsultacjach z lekarzami potwierdziło się najgorsze. To OSTEOSACROMA, inaczej mięsak kościopochodny, bardzo rzadki nowotwór, który zaatakował moje kości. Aktualnie specjaliści mówią, że powinienem być już dawno leczony onkologicznie, a guz jest już za duży, by go operować! Choć rokowania nie są za ciekawe, zaczynam chemię. Dają mi tylko 60% na przeżycie do 5 lat, a to i tak najlepsza opcja. Chcę żyć! Aktualizacja: Jestem po walce z mięsakiem kościopochodnym (osteosarcoma). Niestety chemia nie pomogła i miałem nawrót z naciskiem na miednicę i brzuch. Guz miał 16 cm. Musiałem podjąć się amputacji nogi z częścią miednicy. Po amputacji wynik histopatologiczny pokazał, że nie mam już w sobie cech nowotworu. Niestety może wrócić w każdej chwili, ale trzeba być dobrej myśli! Mam możliwość wstawienia protezy kanadyjskiej, dzięki której będę mógł się swobodnie poruszać, ale wiąże się to też z długą rehabilitacją, żeby przystosować ciało do protezy, co też niestety jest kosztowne (podkreślam: nie byłem ubezpieczony przed tym wszystkim i nie dostałem ani grosza za poniesione koszty leczenia). Wcześniej byłem osobą bardzo aktywną, dlatego tak mi na tym zależy. Bardzo proszę o wsparcie. Dobro wraca, pamiętajcie!

2 214 zł z 50 000 zł
4%