Zbiórki

Katarzyna Niemiec, Rudziniec

Z Waszym wsparciem mogę walczyć dalej!!!

Do moich znajomych, przyjaciół, nieznajomych, ludzi, z którymi pracowałam, których wspierałam, którzy w tak wielkiej liczbie pisali zawsze pod moimi postami… Nigdy nikogo o nic nie prosiłam, dzisiaj nadszedł ten czas, kiedy okrutna rzeczywistość zmusza mnie, abym poprosiła innych o pieniądze na to bym mogła żyć. Mam prawie 42 lata i od 3,5 roku walczę dzielnie z rakiem, rakiem płaskonabłonkowym przełyku z przerzutami do węzłów chłonnych. Ci którzy mnie znają, znają również całą historię mojej choroby, której nigdy nie ukrywałam i którą zawsze szczerze opisywałam na FB. Opisywałam ją, bo po pierwsze tak łatwiej było mi przejść przez trudne chwile, a po drugie każdy był ciekawy, co się ze mną dzieje. Podczas skomplikowanego leczenia nie byłam w stanie odpisywać każdemu, więc tworzyłam historię swojej choroby na FB. Poprzez swoją historię, dzięki swojej postawie i podejściu do choroby, udało mi się pomóc wielu chorym onkologicznie ludziom, zawsze starałam się pokazywać, że można, że się da, że trzeba walczyć. Aż do dzisiaj, kiedy onkologia w naszym kraju nie daje mi szans na normalne leczenie. Jestem po 4 cyklach chemii: 5 FU i cisplatyna, po 7 operacjach (w tym dwóch ratujących życie), po radioterapii w maksymalnej dawce oraz radioterapii stereotaktycznej Cyber Knife. Przez długi czas nie odżywiałam się jak normalny człowiek (nie przełykałam nawet śliny, bo nie miałam przełyku), chodziłam jak cyborg z rurami w brzuchu i wciskałam do nich jedzenie, z tekturową nerką w ręku, do której wypluwałam ślinę w dzień i w nocy.Na szyi wielka dziura, z której ciągle wylewały się różne płyny. Byłam łysa, wymiotująca i załatwiająca się krwią, leżałam non stop w szpitalu, bo moje ciało nie goiło się, gniło, miało szereg przetok. Ze wszystkim tym, przy pomocy całego zespołu doc. Zielińskiego w Zakopanem wraz z moimi bliskim sobie poradziliśmy, choć każdy z lekarzy patrzy na mnie jak na cud. Każdy profesor, u którego drzwi staję, mówi "to niemożliwe, że pani to ta sama osoba z tej historii choroby". A jednak tak, to ja, udźwignęłam tak wiele, a dzisiaj życie rzuca mi pod nogi kłodę, jaką są pieniądze, a w zasadzie ich brak - na bardzo kosztowną immunoterapię, która jest dla mnie jedynym światełkiem, a niestety w przypadku mojego raka nie jest refundowana. Jeszcze pod koniec zeszłego roku wydawało się, że będzie dobrze. Jedyna zmiana w węźle chłonnym, niestety nieoperacyjna, która potraktowana została „cybernożem”, nie powiększała się. Jednak miesiąc temu, podczas badania przeprowadzonego przy okazji poszerzania przełyku okazało się, że guz zaczął rosnąć i naciekać na aortę, a także na ujście oskrzela głównego po stronie lewej. Badanie PET potwierdziło nacieki nowotworowe w śródpiersiu z cechami progresji metabolicznej. W związku z tym, że moja choroba zaatakowała teraz bardzo agresywnie, tworząc szereg nacieków, o których wspomniałam wyżej, po konsultacjach u wybitnych specjalistów, w tym przede wszystkim u prof. Cezarego Szczylika, okazało się, że jedynym ratunkiem dla mnie może być immunoterapia polegająca na podaniu nivolumabu i ipilimumabu. W przeciwnym razie nie pozostaje mi nic innego, jak czekanie na śmierć. Koszt pierwszej części terapii, polegającej na podaniu 4 dawek obu leków co 3 tygodnie, to około 270.000 zł. Po tym czasie robi się badania kontrolne, które mają wykazać, czy immunoterapia odnosi oczekiwany skutek. Jeżeli badania kontrolne przeprowadzone po 3 miesiącach wykażą pozytywny efekt terapii, będzie ona kontynuowana przy użyciu jednego leku podawanego co 2 tygodnie. Takie jedno podanie to około 10.000 zł. Nie umiem pisać ckliwych historii, zawsze staram się opisywać tak, jak jest. Nigdy też nie byłam w podobnej sytuacji, więc nie mam doświadczenia w pisaniu takich historii. Co mogę powiedzieć jeszcze? Jestem zwykłą dziewczyną, która zawsze pracowała, nawet podczas swojej choroby, zawsze pomagała innym. Mam rodzinę: męża Marcina (44 lata) i syna Dominika (20 lat), którzy na każdym etapie mojej choroby bardzo mnie wspierają. Bardzo ich kocham, naprawdę jesteśmy fajną rodzinką, dlatego chciałabym się z nimi zestarzeć. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że zawsze byłam dzielna, szłam przez tę chorobę jak pancernik, dzisiaj moja postawa nie ma znaczenia, wszystko w Waszych rękach, ludzi dobrej woli. Kasia

20 689 zł z 350 000 zł
5%
Anna Szwaj, Warszawa

Nie poddaję się!

Trudno mi było otworzyć tę zbiórkę, jako że wydawało mi się zawsze, że jestem samowystarczalna i niezależna. Żyłam szybko, ale zawsze myśląc o innych... Człowiek, zarówno w pracy jak i w życiu, był i jest dla mnie wartością nadrzędną. Nie jestem konformistką. Wierzę w swoje ideały i przestrzegam wartości, dlatego też nie raz dostałam po głowie, czasami nawet padałam, ale zawsze podnosiłam się i szłam dalej, silniejsza. Od kiedy w moim życiu pojawiła się moja wnuczka, Pola, zaczęłam patrzeć na życie inaczej, doceniając każdą chwilę spędzoną z nią i moją rodziną. Mam z nią zbudowane mega silne relacje i chciałabym jej towarzyszyć w życiu, wspierając ją. Obiecałam jej, że zawsze będę przy niej, gdy tylko będzie mnie potrzebowała, bo łączy nas obietnica - FRIENDS FOREVER. Nigdy jej nie zawiodłam i zrobię wszystko, aby i tym razem dotrzymać słowa. Dziękuję wszystkim, którzy chcecie mi w tym pomóc. Chciałabym też zacieśnić rodzinne relacje z moimi dziećmi i mężem, gdyż w takiej sytuacji, w jakiej jestem, kiedy człowiek ma różne refleksje i analizuje swoje życie, uwierzcie mi, że tylko to jest najważniejsze! Wiem, że choroba, która ujawniła się nagle i niespodziewanie, jeszcze bardziej umocniła mnie w obranym kierunku i wiem, że moje życie ma sens i wiele wyzwań jest nadal przede mną, ale najpierw muszę wygrać moją walkę z nowotworem! Podstawowa forma terapii to chemioterapia, z której korzystam. Nie ma możliwości operacji. Rokowania na dłuższe przeżycie daje mi immunoterapia, która w tym schemacie leczenia nie jest w Polsce refundowana. Moje własne środki nie wystarczą i nie dam rady sama jej opłacić... Dlatego potrzebuję wsparcia!Jeżeli możecie mi pomóc w mojej determinacji i walce, to bardzo Was proszę o wsparcie. Krótka historia mojej choroby: O chorobie dowiedziałam przypadkowo, kiedy spuchła mi noga i w trybie pilnym musiałam się zgłosić do szpitala. Okazało się, że to zakrzepica i zatorowość płucna. Dzięki lekarzom ze szpitala na Banacha w Warszawie dostałam odpowiednią pomoc i chorobę ustabilizowano, jednakże w trakcie diagnostyki okazało się, że mam guzki na płucach (zupełnie niewidoczne na rentgenie) oraz jest widoczny guz wątroby.No i tu zaczęła się 4-miesięczna historia poszukiwania ogniska choroby. Przeszłam różnego rodzaju badania - rentgeny, tomografie komputerowe, rezonans, PET i naprawdę wiele innych, łącznie z inwazyjną biopsją, w czasie której usunięto mi część płuca objętego przerzutami. Niestety żadne z nich nie mogły jednoznacznie wskazać ogniska, oznaczenia markerów nowotworowych też wprowadzały w błąd, wskazując na inne, zdrowe miejsca. Wszystko to powodowało, że nie mogłam rozpocząć żadnej terapii. Po 4 miesiącach lekarze w końcu postawili diagnozę ze wskazaniem na wątrobę i zaplanowali chemioterapię. Całym celem leczenia jest doprowadzenie do zmniejszenia się guza, aby dać szansę na wykonanie operacji i o to teraz walczę.Lekarze zgodnie potwierdzili, że skutecznym i w sumie jedynym wsparciem chemioterapii w takim przypadku jest immunoterapia, jednak nie jest ona finansowana z NFZ (pomimo że lek został dokładnie przebadany i dopuszczony do obrotu w Polsce), pewnie przez zbyt wysoką cenę, która i mnie zmusiła do założenia tej zbiórki. Będę informowała o postępach leczenia i dalszych wynikach na mojej zbiórce, a Wam wszystkim, którzy poświeciliście czas na przeczytanie mojej historii i jesteście mi życzliwi - serdecznie dziękuję.

25 110 zł z 360 000 zł
6%
Łukasz Jachimkowski, LEGNICA

Zbiórka na dalsze leczenie

PILNE!!! Nowotwór przełyku i walka o nierefundowany lek! Proszę o wsparcie! Witam serdecznie, mam na imię Łukasz, mam 37 lat. Mieszkam w Legnicy. Mam dwie córki: 14-letnią Julię i 12-letnią Oliwię oraz żonę Agnieszkę. Mam cudowną Rodzinę, która wspiera mnie i pomaga w walce z tą ciężką chorobą. Mam dla kogo żyć i chcę żyć!!! Sama choroba jest bolesna, ale nic tak nie boli jak widok cierpiącej i zamartwiającej się rodziny. Pod koniec kwietnia po zrobieniu gastroskopii i szeregu badań zdiagnozowano u mnie NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY PRZEŁYKU. Diagnoza spadła na mnie i była ogromnym szokiem, jednak nie poddałem się i przyjąłem 4 cykle ciężkiej chemioterapii z nadzieją, że będzie dobrze... Odskocznią była dla mnie jazda na rowerze. Po 4 cyklach chemii miałem robiony PET, po którym okazało się, że jestem nieoperacyjny i kwalifikuję się tylko do leczenia paliatywnego. To był cios dla mnie, nadeszły czarne myśli... Po 5-tym cyklu chemii dzięki przyjacielowi pojechaliśmy z żoną do Niemiec na badania. Tam miałem robioną powtórnie gastroskopię i laparoskopię. Materiał do badania histopatologicznego został wysłany do Uniwersytetu Medycznego w Greifswald. Po 3 tygodniach niepokoju i strachu, czy jest jeszcze szansa dla mnie na dalsze leczenie, przyszły wyczekiwane wyniki badań i okazało się, że jest możliwość podania nowego leku i zastosowania nowej terapii - immunoterapii. Immunoterapia polega na leczeniu chorób nowotworowych poprzez mobilizowanie układu odpornościowego, zwalczając komórki nowotworowe. Jednak euforia szybko minęła, kiedy okazało się, że lek o nazwie NIWOLUMAB jest dla mnie nierefundowany przez NFZ. Leczenie tym lekiem jest tylko możliwe prywatnie. NIWOLUMAB muszę przyjmować przez 12 miesięcy. Sam lek to koszt ok. 400 tysięcy zł. Proszę o wsparcie! Mam Rodzinę, dla której cały czas walczę i dzięki niej mam jeszcze siłę. Mam dwie nastoletnie córki i chciałbym patrzeć jak dorastają, jak zdają maturę, jak idą na studia czy zakładają swoje rodziny. Chciałbym być obecny dalej w ich życiu. Potrzebuję wsparcia na lek NIWOLUMAB, badania i leczenie nierefundowane przez NFZ. Jest to olbrzymia kwota, a nie stać mnie na takie leczenie . WIERZĘ W LUDZI I ICH DOBRE SERCE I W TO, ŻE PRZEDE MNĄ JEST JESZCZE DOBRY CZAS... MAM NADZIEJĘ, ŻE MAM DO PRZEJŚCIA CAŁE ŻYCIE!!!

55 987 zł z 400 000 zł
13%
Jarosław Piechowicz, Stare Opole

Kosztowna lekoterapia - proszę o pomoc!

Nazywam się Jarosław Piechowicz. Mam 45 lat i od lutego tego roku walczę z chłoniakiem Hodgkina, chorobą podstępną i atakującą w najmniej oczekiwanym momencie. Przeszedłem już 7 chemioterapii i okazało się, że efekt nie jest taki, jak oczekiwano. Choroba zamiast się cofać, pogłębia się. Szansą dla mnie jest kosztowna lekoterapia, dokładnie lek Nivolumab (Opdivo), który niestety nie jest refundowany. Koszt leczenia znacznie przewyższa moje możliwości finansowe, bo wynosi około 30 tysięcy złotych miesięcznie, a nie wiadomo jak długo będę musiał go przyjmować. Dotychczas byłem czynny zawodowo, ale przez chorobę obecnie przebywam na zasiłku rehabilitacyjnym, który nawet w części nie pokrywa kosztu leku. Jeśli nie zażyję tego leku i ilość komórek nowotworowych nie zmniejszy się, nie będę mógł być zakwalifikowany do autoprzeszczepu szpiku, zabiegu, który w moim przypadku jest kluczowym elementem leczenia, od którego zależy dalsze powodzenie w tej nierównej walce z chorobą.A zamierzam się z nią zmierzyć i wygrać, bo tak jak wszyscy mam marzenia do spełnienia i plany do zrealizowania, tylko aby mogło się to ziścić, brakuje mi jednego maleńkiego szczegółu – ZDROWIA. Do tej pory chorowałem sporadycznie na jakieś błahe choroby i myślałem, że tak już zostanie. Jednak jak się okazało, nic nie jest nam dane na zawsze i w każdej chwili nasze życiowe plany może zrujnować jedna okrutna diagnoza –NOWOTWÓR, dlatego proszę o wsparcie, nawet najmniejsze, bo TWOJA POMOC JEST MOJĄ SZANSĄ NA ZDROWIE, ŻYCIE I REALIZACJĘ MARZEŃ.

2 112 zł z 360 000 zł
0%
Patrycja Wypych, Nakło nad Notecią

Walka o lepsze jutro

Witam, nazywam się Patrycja Wypych. Niestety w 2023 roku zachorowałam na raka piersi. Jestem po mastektomii (całkowitym usunięciu) piersi prawej oraz po usunięciu wszystkich węzłów chłonnych z prawej strony. Całe leczenie i operację zniosłam całkiem dobrze, ale potrzebuję środków w wysokość 6.500 zł miesięcznie na leki, które są nierefundowane. Niestety nie stać mnie na nie. Zwracam się do Was z prośbą o pomoc - żebym mogłażyć dalej i być z Wami, pracować, spędzać czas z synem i mężem. To dzięki nim mam siłę walczyć o lepsze jutro i to oni dają mi motor do dalszych zmagań, żebym się nie poddawała. Syn ma 11 lat, to dla niego chcę być na tym świecie, pomagać mu w złym i dobrym czasie, być dla niego dobrą radą i przyjaciółką. Z mężem chcę spędzić dużo wspólnych chwil, które są przed nami. Jest to bardzo ciężki czas walki, ale wierzę w moc dobrych ludzi, którzy zechcą mi pomóc, abym mogła uczestniczyć w pełni sił w życiu mojej rodziny oraz przyjaciół.

6 725 zł z 390 000 zł
1%
Władysław Bojarek, Międzyrzecz

Bardzo chcę żyć!

Mój przypadek nie jest typowym. Pierwotne rozpoznanie to nowotwór jelita grubego - esicy, po HIPEC stwierdzono wtórny nowotwór złośliwy otrzewnej i przestrzeni zaotrzewnowej oraz mnogie zmiany w mięśniach prostych brzucha. Gdyby wchodzić w szczegóły, byłoby sporo do napisania... Zakończyłem II linię chemioterapii dożylnej oksaliplatyną. Niestety lekarz stwierdził, że chemia nie działa. Później zapadła decyzja o operowaniu (usunięcie przedniej ściany brzucha z mięśniami i zastąpienie powłok Permacolem), ale tutaj również bez powodzenia. Po ponad dwóch latach bezskutecznej walki proszę o wsparcie w zbiórce środków na poszukiwanie dalszych metod leczenia. Leczenie systemowe w Polsce nie daje nadziei. Inna perspektywa jest w Niemczech, gdzie w podobnych przypadkach było możliwe uwolnienie od nowotworu. Bardzo chcę żyć. W życiu czasami trzeba odpuścić, ale nigdy się nie poddać!

14 436 zł z 400 000 zł
3%
Jerzy Kuczek, Gorlice

Pomóż Jerzemu w walce z rakiem - na zakup nierefundowanego leku

W październiku 2022 r. u mojego Taty zdiagnozowano agresywną postać raka dróg żółciowych (cholangiocarcinoma), który dał przerzuty do wątroby i kości. Zostaliśmy poinformowani, że lekarze rozpoczną leczenie, ale mojemu tacie pozostało około trzy miesiące życia. Moja rodzina była zdruzgotana. W styczniu 2023 roku rozpoczęto pierwsze leczenie. Wdrożono standardową chemioterapię oraz radioterapię w połączeniu z immunoterapią (Imfinzi/Durvalumab) przez pierwsze cztery miesiące, a następnie samą immunoterapię przez kolejne pół roku. Przez pierwsze trzy miesiące walka była bardzo ciężka. Każdego dnia myśleliśmy, że stracimy Tatę. Ledwo jadł i chodził, a w nocy praktycznie nie spał. Nieustannie odczuwał potworny ból. Proste codzienne czynności były dla niego niemożliwe do wykonania. Naszej rodzinie było niezmiernie ciężko patrzeć, jak dosłownie znikał na naszych oczach, tracąc tak wiele na wadze. Mój Tata miał olbrzymie szczęście otrzymać immunoterapię. Szpital Uniwersytecki w Krakowie pozyskał Imfinzi/Durvalumab w ramach programu próbnego od firmy farmaceutycznej. Dzięki temu innowacyjnemu leczeniu, po czterech miesiącach Tata zaczął czuć się coraz lepiej. Od czerwca 2023 roku był już w stanie odstawić morfinę i znów żyć w miarę normalnym życiem. Nadal otrzymywał immunoterapię i był monitorowany co trzy miesiące za pomocą rezonansu magnetycznego. Rak przestał rosnąć i rozprzestrzeniać się. Liczne guzki na wątrobie zmniejszyły się. Tata był nawet zdolny powrócić do pracy i prowadzenia samochodu. Od początku października zauważyliśmy, że staje się coraz słabszy. W październiku 2023 roku założono mu port do chemioterapii. Zaraz po zabiegu bardzo się rozchorował. Duże ilości sterydów i antybiotyków nie zadziałały. Pewnego dnia jego skóra i białka w oczach stały się żółte. Zabrano go natychmiastowo na pogotowie. Jego drogi żółciowe zamykały się, a bilirubina wynosiła 140 umol/l. Lekarze zdecydowali się operować. Niestety, bez powodzenia. Według chirurga nie byli w stanie nic zrobić, ponieważ drogi żółciowe zamykały się na skutek postępującego nowotworu. Kolejnym krokiem była wizyta u onkologa, który poinformował moich rodziców, że nowotwór rozwija się w zawrotnym tempie. Immunoterapia już nie działa, a rezonans magnetyczny wykazał wiele nowych zmian. Jedyne, co mogli zrobić, to podać bardziej agresywną chemioterapią, aby powstrzymać postęp raka. Niestety, ta opcja nie była i nie jest możliwa ze względu na ciągłe infekcje, które są spowodowane postępującym rakiem oraz ciężkim stanem wątroby. JEST JESZCZE DUŻA SZANSA!!! Onkolog poinformował moich rodziców, że istnieje lek, który może uratować Tacie życie. Tibsovo (Ivosidenib) to terapia celowana dla pacjentów z mutacją IDH1 raka dróg żółciowych i białaczki. Pacjenci, którzy kwalifikują się na ten lek, muszą mieć wyżej wymienioną mutację, musiało dojść do przerzutów oraz pacjent wykorzystał wszystkie inne możliwości leczenia. Mój Tata spełnia wszystkie powyższe warunki. Lek ten niestety nie jest finansowany w Polsce. Próbowałam ubiegać się o pomoc w ramach programu dla pacjentów, kontaktowałam się z wieloma organizacjami (m.in. Unia Europejska, EMA, WHO, Servier Pharmacutical itp.), Narodowym Funduszem Zdrowia, a także szpitalem w celu ubiegania się o ratunkowy dostęp do technologii lekowych - RDTL. Niestety nikt nie jest w stanie pomóc. Lek jest zbyt drogi. Tibsovo kosztuje 33 000$ miesięcznie w USA i 66,240 zł plus podatek w Polsce (i całej Europie). Onkolog powiedział, że jedyną opcją jest zebranie funduszy na sfinansowanie leku. Staramy się zdobyć pieniądze na roczne zaopatrzenie. Mój Tata jest obecnie w szpitalu, ale wkrótce zostanie zwolniony z wyrokiem śmierci. Największym jego marzeniem mojego jest zobaczyć, jak jego wnuczka (3,5 roku) idzie do szkoły. Wszyscy bardzo go kochamy i nie wyobrażamy sobie życia bez niego. W imieniu mojego Taty oraz całej rodziny proszę o pomoc. Dzięki Wam największe marzenie mojego Taty może się spełnić. Jest jeszcze młodym mężczyzną z silnym pragnieniem życia. Mam świadomość, że modlimy się o cud, ale mocno wierzę, że z Bożą i Waszą pomocą niemożliwe stanie się możliwe. Dziękuję każdemu z Was z osobna za wsparcie finansowe, modlitwę oraz słowa otuchy w tym jakże ciężkim dla naszej rodziny czasie. Ze szczerymi wyrazami wdzięczności, Katarzyna z Rodzina

14 967 zł z 430 000 zł
3%
Andrzej Chajec, Warszawa

Powrót do zdrowia i zwykłego życia

O mojej chorobie dowiedziałem się w marcu 2023 r. Była dla mnie zupełnym szokiem. Wydawało się, że skoro regularnie robię badania kontrolne, nie może mnie spotkać nieoczekiwanie tak poważna choroba. Niestety nowotwór złośliwy jelita grubego często nie daje żadnych niepokojących objawów, dopóki nie jest za późno... Podstawowy guz został operacyjnie całkowicie usunięty, jednak pojawiło się kilkanaście przerzutów do wątroby. Po operacji pojawiła się zakrzepica, w czerwcu 2023 przeszedłem udar niedokrwienny mózgu. To całkowicie wywróciło nasze życie do góry nogami. Pojawiły się kolejne komplikacje. Od nowa musiałem uczyć się mówić, czytać, wiele codziennych czynności sprawia mi jeszcze problem. Z zawodu jestem prawnikiem, więc w takiej sytuacji o powrocie do pracy nie ma mowy... Cały czas pracuję nad powrotem do sprawności, rehabilitacja jest mozolna i wyczerpująca, ale przynosi efekty. Od sierpnia 2023 byłem już na tyle silny, żeby rozpocząć chemioterapię. W styczniu 2024 przyjąłem 14. dawkę leku i walczę o powrót do zdrowia. W Polsce lekarze nie dają mi większych szans na przeżycie, na operacyjne usunięcie przerzutów z wątroby w Polsce nie mam najmniejszych szans. Postanowiliśmy poprosić Was o pomoc w zebraniu funduszy na leczenie za granicą, bo chcę żyć, wrócić do aktywności zawodowej, móc realizować moje pasje, na które nigdy nie było czasu... Proszę, badajcie się! Nie dawajcie zbywać się lekarzom, że nie trzeba robić dokładnych badań, że na kolonoskopię jesteście za młodzi! Dziś rak nie patrzy na wiek, nie ogląda się na to, czy macie rodzinę, dzieci, marzenia... Rak atakuje z zaskoczenia, nie bacząc na Wasze plany.

43 762 zł z 500 000 zł
8%
Danuta Strzemecka, Kolonia Brużyca

Lek pembrolizumab

Danusia od lat jest pedagogiem szkolnym i ma niebywałą zdolność porozumienia się z każdym uczniem i jego rodzicem. Wszystkie trudne sprawy związane z uczniami naszej szkoły zajmują jej naprawdę dużo energii. Ona jednak ma czas dla koleżanek i kolegów z pracy. Wspiera naszą pracę wychowawczą, ale i wspiera nas prywatnie. Danusia współczuje, kiedy współczuć trzeba i mobilizuje, kiedy mobilizacja jest potrzebna. Charakteryzuje ją taka zwyczajna ludzka dobroć oparta na empatii i szacunku do innego człowieka. Wierzcie mi, przy tych wielu heroicznych cechach to jest zwyczajna dziewczyna! Lubi ładnie się ubrać, kocha kawę i dobre ciasto, uwielbia myć okna w całym domu, kocha nad życie swoją córkę, męża, siostrę, smacznie gotuje. Potrafi zacerować każdą dziurę, tak że przywraca tkaninę do „ustawień fabrycznych”. Ona jest Człowiekiem w najlepszym wydaniu człowieczeństwa. A teraz Danusia jest bardzo chora... Walczy o swoje życie, zachorowała nagle na nowotwór piersi. Została poddana standardowemu leczeniu chemią, a w późniejszym etapie będzie przeprowadzona mastektomia, co daje jej 40-procentowe szanse na całkowite odzyskanie zdrowia. Lek PEMBROLIZUMAB, który mógłby pomóc i zwiększyć szansę na wyzdrowienie do 70 procent, niestety jest nierefundowany. Koszt leczenia przekracza 500 tys. zł. Pomóżmy jej uzbierać tę kwotę, wpłacając na konto podane na stronie fundacji lub swoim odpisem z podatku. Czekają na nią dzieciaki, rodzice, czekamy my, koleżanki i koledzy ze szkoły, czeka mąż i córka.

28 113 zł z 500 000 zł
5%
Marianna Paś, Ciechanów

Zbiórka na finansowanie leku

Witam serdecznie, w 2007 roku zachorowałam na nowotwór złośliwy piersi lewej PT1CNO. Usunięto mi pierś wraz z węzłami chłonnymi, poddano mnie chemioterapii. Przyjęłam 6 cykli chemii czerwonej i przez 10 lat wszystko było w porządku. Jednak po 10 latach nastąpiła progresja nowotworu w jamie brzusznej - przerzuty do otrzewnej. Od 2017 roku przyjmuję chemioterapię co tydzień, jestem już tym wykończona i osłabiona. Lekarz onkolog ze szpitala, w którym się leczę, zasugerowała mi, iż w mojej sytuacji może pomóc lek, który nie jest refundowany przez NFZ. Lek nazywa się OLAPARIB firmy AstraZeneca. Jedna dawka, potrzebnego mi do życia w lepszej kondycji, leku kosztuje 25 tys. zł miesięcznie. Jest szansa, że kilkanaście dawek leku pozwoliłoby mi wrócić do zdrowia i kondycji fizycznej, o której marzę od kilku lat. Niestety nie stać mnie na opłacenie leczenia i dlatego bardzo proszę o wsparcie choćby najmniejszą kwotą, wierzę że przy wsparciu dobrych ludzi dane mi jeszcze będzie cieszyć się zdrowiem. Z góry dziękuję!

27 305 zł z 500 000 zł
5%
Krzysztof Tasulis, Świeradów-Zdrój

Walczmy o Krzyśka. Nie dajmy glejakowi wygrać!

NIE DAJMY GLEJAKOWI WYGRAĆ! JEST SZANSA NA WYLECZENIE DZIĘKI IMMUNOTERAPII! Ludzie mawiają, że życie zaczyna się po trzydziestce. Ja dopiero co przekroczyłem ten próg, mam 33 lata. Pracuję jako wychowawca w Domu Wczasów Dziecięcych, w swoim ukochanym mieście, gdzie dzielę się z odwiedzającymi DWD grupami swoją pasją, jaką jest chodzenie po przepięknych górach i opowiadam im o lokalnej historii. Planuję ślub i założenie rodziny z ukochaną Madzią. Wszystkie plany i marzenia na przyszłość stanęły pod znakiem zapytania, gdy przyszła diagnoza - glejak wielopostaciowy IV stopnia, czyli najgorszy i najbardziej agresywny ze wszystkich guzów mózgu. Zaczęło się niepozornie: ból głowy, który prawie każdy z nas bagatelizuje, myśląc "poboli, poboli i przestanie". Kiedy ból nie mijał i nie mogłem już normalnie funkcjonować, zgłosiłem się do lekarza, ale w dobie COVID-19 oczywiście miałem "szczęście" skorzystać z teleporady. Po analizie objawów rozpoczęto leczenie zatok... Nic nie zapowiadało tego, co miało później nastąpić. Ból się nasilał, a w dniu 28.06.2020 r. dostałem gwałtownego ataku padaczkowego, straciłem przytomność, dalszą część historii znam już tylko z relacji moich bliskich. Życie uratowała mi Ukochana Madzia dzięki szybkiej i zdecydowanej reakcji. Niezwłocznie przewieziono mnie na SOR. Po wykonaniu tomografu i rezonansu okazało się, że w lewym płacie czołowym znajduje się wielki guz - 8 cm x 5,5 cm x 5,2 cm. Rosnące ciśnienie wewnątrzczaszkowe, utrata przytomności, mikroudary, atak padaczkowy... To wszystko sprawiło, że błyskawicznie, w trybie pilnym, już następnego dnia przeprowadzono ratującą życie operację usunięcia guza. Guz udało się w całości usunąć, a ja dochodziłem do siebie po operacji, najpierw na oddziale intensywnej terapii, a później na oddziale neurochirurgii. Czułem się coraz lepiej, wszyscy myśleliśmy, że to już koniec, że najgorsze za nami i teraz będzie już wszystko OK. Nasza radość nie trwała jednak długo, wynik badania histopatologicznego był jednoznaczny - glejak wielopostaciowy IV stopnia. Większość informacji, jakie można wyczytać na temat tego nowotworu w internecie to prawie wyrok. Ani ja, ani moi bliscy nie zgadzamy się z tym stwierdzeniem. Statystyka to przekłamany obraz rzeczywistości i jest to tylko informacja, a nie wyrok. Każdy pacjent jest inny, znane są przypadki osób wyłamujących się z tych statystyk, żyjących wiele lat po usunięciu guza. W zdrowiu i szczęściu, jako i my planujemy!!! Nie zamierzam się poddać, chcę i będę walczyć o swoje życie i zdrowie w każdy możliwy sposób. Teraz jestem w trakcie leczenia skojarzonego (połączenie radio i chemioterapii) w Instytucie Onkologii w Gliwicach. Jednak żebym całkowicie wyzdrowiał, nie można na tym poprzestać. I działać trzeba już natychmiast! A niestety standardowe leczenie onkologiczne w Polsce ogranicza się jednak tylko do tych wymienionych wyżej metod. Już nawet suplementacja środkami ochronnymi, wzmacniającymi i wspomagającymi proces zdrowienia jest we własnym zakresie i na własny koszt, a wydatki te są niemałe. Poza granicami kraju są efektywne, potwierdzone wieloma pozytywnymi efektami terapie onkologiczne, stanowiące alternatywę lub uzupełnienie leczenia standardowego. Szansą na moje wyleczeniejest immunoterapia, czyli w dużym uproszczeniu leczenie polegające na odbudowaniu i stymulacji układu odpornościowego do walki z komórkami nowotworowymi. W Polsce dostęp do immunoterapii jest ograniczony do zaledwie kilku nowotworów i nie obejmuje leczenia glejaka wielopostaciowego. Leczenie takie jest możliwe w Klinice Immun-Onkologischen Zentrum Koln (IOZK) w Kolonii. Niestety koszt takiego leczenia przekracza możliwości finansowe moje, całej mojej rodziny oraz wszystkich bliskich i przyjaciół. Całkowity koszt kompleksowej indywidualnej spersonalizowanej terapii to ok. 80.000 EURO. Jak najszybsze rozpoczęcie leczenia jest tu bardzo ważne! Trzeba je rozpocząć niezwłocznie po zakończeniu intensywnej chemioradioterapii, dodając immunoterapię już podczas chemioterapii podtrzymującej, aby zmaksymalizować szansę całkowitego wyleczenia. Zarówno ja, jak i cała Rodzina jesteśmy przekonani, że uda się tego dziada-glejaka pokonać i zapewnić mi jeszcze długie lata życia, ale potrzebujemy do tego Waszej pomocy. Nie mam zamiaru się poddać i wierzę w zwycięstwo, a każda podarowana przez Was pomoc finansowa będzie przybliżała mnie do osiągnięcia tego celu. W chorobie nowotworowej, zwłaszcza tak agresywnej jak glejak wielopostaciowy, kluczowe jest jak najszybsze wdrożenie leczenia. Niestety w obecnej rzeczywistości pacjenci onkologiczni muszą sobie radzić sami, jeśli chcą wyjść poza chemioradioterapię i muszą opłacić wszystko we własnym zakresie, a koszty są przeogromne. Dlatego bardzo liczymy na Waszą pomoc. Jesteśmy w stałym kontakcie z lekarzami z Kliniki w Kolonii. Wstępne analizy i badania są już wykonywane. Powinienem się tam zgłosić osobiście na końcową konsultację już po 22 września, a w ciągu kolejnych dwóch tygodni rozpocząć zaplanowane spersonalizowane leczenie immunoterapią. Czasu jest tak mało, a koszt całkowity terapii ogromny!!! Zgromadzenie całej kwoty na leczenie w tak krótkim czasie jest bardzo trudne, ale wierzymy głęboko, że z Waszą pomocą uzbieramy kwotę niezbędną najpierw do rozpoczęcia, a potem do kontynuowania leczenia. Pomóżcie mi wygrać z tym wrednym i podstępnym glejakiem! Będziemy wdzięczni za najdrobniejsze nawet wpłaty, bo razem dadzą one kwotę, której potrzebujemy. Krzysztof z Ukochaną Madzią

9 325 zł z 500 000 zł
1%
Włodzimierz Kozłowski, Warszawa

Pomoc dla Włodka

Szanowni Państwo, ten przystojniak na zdjęciu to mój mąż Włodek, najwspanialszy na świecie człowiek. Zdjęcie było robione, gdy mąż był mobilny, ale teraz choroba, z którą walczymy od 2014 roku, pozwala nam jedynie na wycieczki od szpitala do szpitala. To właśnie w 2014 roku dowiedzieliśmy się, że małżonka zaatakował nowotwór i trzeba szybko operować. Po operacji niestety były powikłania. Lekarze nie wiadomo, z jakiego powodu nie podali środka rozrzedzającego krew i powstał zator w płucach typu jeździec. Po trzech tygodniach od operacji onkologicznej mąż miał embolektomię płucną, czyli wyciąganie serca na 20 minut z klatki piersiowej i usuwanie jak największej ilości skrzepów. Dzięki cudownym rękom chirurgów operacja się udała. Pierwsze lata zdiagnozowanej choroby nie były takie ciężkie. Była radioterapia, leczenie hormonalne. Później mąż robił się coraz słabszy, próbowaliśmy badań klinicznych, które niestety nie dały żadnego efektu, doszła chemia. Po 8 wlewach trzeba było zakończyć. Lekarz prowadzący nie chciał już podejmować dalszych kroków w leczeniu i nawet kiedy podjęliśmy samodzielne kroki i zbadaliśmy genom nowotworu (badanie nierefundowane, kosztowało wówczas 21 tys. zł), pani doktor zaczęła na mnie krzyczeć, bym przestała męczyć męża. Jednak moja determinacja nie poszła na marne. Zrobione badania BRCA wykazały, że jest tylko jeden lek dla męża: Olaparib. Terapia miesięczna kosztowała 24 tys. zł. Ale mieliśmy wsparcie Opatrzności, która przysłała nam Anioła w ludzkiej skórze. Dzięki Profesorowi mąż był leczony przez ponad 2 lata. Często podkreślał, że mamy dużo szczęścia, że u nikogo - z tak zaawansowanym nowotworem - terapia metodą celowaną nie przynosi takich efektów. Teraz niestety zakończyliśmy leczenie. Olaparib przestał na męża działać, badania się pogarszają. Mąż od razu poczuł się bardzo źle. Z każdym dniem jest coraz słabszy. Odczuwa też większy ból, mimo przyjmowania silnych opioidów. Przed nami kolejne radykalne działania. Będę chciała robić po raz drugi badanie genomu, słyszałam także o leczeniu izotopem LUT-177-PSMA-617. To wszystko jest bardzo drogie. 4-tygodniowa terapia to ok. 30 tys. złotych. Jestem głęboko przekonana, że nam się uda. Dostajemy ciągle emocjonalne wsparcie od obcych nam osób. Trzymają za nas kciuki, modlą się za Włodka. Ciągle mówią, że jest w nas dużo dobra i rzadko spotykają się z tak ogromną miłością, jaka w nas jest i przez to zasługujemy na to samo. Sami do tej pory wielokrotnie pomagaliśmy i pomagamy w przeróżnych zbiórkach, nie jesteśmy obojętni na ból i krzywdę innych. Niesiemy pomoc tam, gdzie jest potrzebna. Teraz sami jej oczekujemy. Wyrażam nadzieję, że znajdą się chętni, którzy będą chcieli nam pomóc. Już teraz dziękuję wszystkim za przekazany okruch serca, bo życie bez Włodka nie ma dla mnie sensu. Z poważaniem Małgorzata Kozłowska

5 386 zł z 500 000 zł
1%