Zbiórki

Ewa Chlebuś, Sulechów

Zrzućmy się dla Ewy walczącej z białaczką

Zrzućmy się dla Ewy, która walczy z ostrą białaczką szpikową na koszty związane z leczeniem po przeszczepie. 9 listopada 2021 r. Ewa trafiła w stanie ciężkim do szpitala. Wtedy usłyszeliśmy straszliwą diagnozę - ostrą białaczkę szpikową. Cały nasz świat się zawalił, a wydarzenia zaczęły dziać się błyskawicznie. Z dnia na dzień Ewa znalazła się na oddziale Hematologii w Zielonej Górze. Dawne życie zniknęło, a zaczęło się nowe, trudne życie, w którym codziennością były wizyty w szpitalu. Natychmiast wdrożono intensywne leczenie - długie, męczące i wykańczające. Silne dawki chemii z każdym dniem zabierały jej siły, niszcząc organizm. Dodatkowo w wrześniu 2021 r. Ewa przeszła udar, co lekarze później zdiagnozowali jako początek białaczki. Przez 10 miesięcy spędzonych w szpitalu przeszła cztery chemioterapie i biopsję głowy. Doznała paraliżu, co wymagało dwu miesięcznej rehabilitacji. Przez cały czas większość dnia spędzała w izolatce, a jej życie niejednokrotnie było zagrożone. Ostatecznie Komisja Lekarska zakwalifikowała ją do autologicznego przeszczepu komórek macierzystych. To był bardzo trudny czas. Ewa przeszła ciężką chemioterapię, a następnie jej układ odpornościowy został „zresetowany” i musiał się odbudowywać. Jej stan, izolacja, obostrzenia covidowe oraz dodatkowe zakażenie wewnątrzszpitalne były ogromnym obciążeniem. Dobrą wiadomością było to, że znalazł się dawca szpiku (jej brat) i 22 sierpnia 2022 r. Ewa przeszła przeszczep szpiku, pełna nadziei, że teraz będzie tylko lepiej. Po przeszczepie Ewa wyszła ze szpitala do domu 19 września 2022 r. Co tydzień lub co dwa tygodnie przyjeżdżamy na kontrolę do Kliniki Hematologii i Przeszczepu Szpiku we Wrocławiu. Z czasem wizyty będą odbywać się raz w miesiącu. Niestety, wydatki rosną z każdym dniem. Z naszej miejscowości do Kliniki we Wrocławiu jest 204 km w jedną stronę. Nie możemy korzystać z komunikacji publicznej ze względu na brak odporności Ewy, a koszty paliwa mocno obciążają nasz budżet domowy. Do tego dochodzą koszty leków. Mieszkamy z córką, a nasz dochód to jedynie zasiłek rehabilitacyjny oraz moja pensja. Dlatego zwracamy się do Was z prośbą o pomoc i wsparcie finansowe. Ewa marzy o powrocie do normalności, zdrowia i sprawności. Każda złotówka ułatwi jej walkę z tym trudnym przeciwnikiem, doda sił i pomoże w walce z ogromnym zmartwieniem. Marzymy o tym, aby Ewa mogła skupić się na leczeniu i nie musiała się martwić, ponieważ stres tylko szkodzi. Proszę, pomóżcie. Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji, nowej dla całej naszej rodziny. Celem naszej zbiórki jest pokrycie kosztów bieżącego leczenia oraz dojazdów do szpitala. Potrzebujemy Waszej pomocy, i przyznam szczerze, że jest mi niezręcznie prosić o wsparcie. W związku z pogarszającym się stanem zdrowia Ewy - przeszczep przeciw gospodarzowi (odrzucenie przeszczepu) - nasze koszty leczenia rosną, a czas powrotu do zdrowia się wydłuża. Konieczne są dodatkowe wizyty, pobyty we Wrocławiu, diagnostyka oraz konsultacje medyczne. Prosimy o dalsze wsparcie. Pomimo stosowania terapii fotoferezy przez dwa dni co dwa tygodnie w Klinice we Wrocławiu, minął już rok, a efekty leczenia nie są zadowalające. Wciąż zmagamy się z bardzo złymi wynikami wątrobowymi związanymi z przeszczepem przeciw gospodarzowi. Po długich poszukiwaniach znaleziono lek, który może pomóc w leczeniu, jednak nie jest on dostępny w Europie. Został zamówiony w Stanach Zjednoczonych i jest refundowany. Nasza droga leczenia po przeszczepie trwa już 3 lata, a nie ma jednoznacznej opinii na temat tego, kiedy mogę powrócić do pełni zdrowia. Z tego miejsca gorąco proszę o dalsze wsparcie.

48 986 zł z 100 000 zł
48%
Joanna Buszyńska, Poznań

Wsparcie w pokonaniu raka piersi

Mam na imię Asia, mam 34 lata, dwóch cudownych synków i do stycznia 2023 moje życie układało się szczęśliwie i harmonijnie. Podczas rutynowego nadania USG dowiedziałam się, że mam nowotwór złośliwy lewej piersi. Biopsja potwierdziła przypuszczenia, a dalsza diagnostyka przyniosła złe wiadomości: agresywny nowotwór HER2+++, przerzuty do węzłów chłonnych i wątroby, wiele zmian w piersi. Mimo tego, że choroba zdążyła mocno się rozwinąć, ciągle mam szansę na wyzdrowienie. Niestety terapie i konsultacje u specjalistów wiążą się z dużymi kosztami. Potrzebuję Waszego wsparcia w zbiórce środków na leczenie wspomagające, rekonstrukcję piersi i rehabilitację. Z całego serca dziękuję! <3 <3 <3

28 065 zł z 80 000 zł
35%
Katarzyna Marzeńska-Łomacz, Jarosław

Pilnie potrzebny nierefundowany lek!!!

Kochani! Jestem Kasia. Mam 42 lata, jestem mamą 8-letniej Asi, żoną i mam dwa koty. I choruję na raka piersi. O raku dowiedziałam się w maju 2023 roku i ta diagnoza przewróciła mój świat do góry nogami. Jak to? Przecież miałam zaczynać nowe życie po czterdziestce, moja córeczka poszła do pierwszej klasy, dopiero co zmieniłam pracę, posadziłam pierwsze rośliny w moim ogródku, zapisałam się na kurs prawa jazdy. Żadnego raka nie miałam w planach! Jestem optymistycznie nastawiona do życia, więc do leczenia od początku podeszłam zadaniowo. Chemioterapia i usunięcie piersi wraz z węzłami - taki był plan. Chemię przyjmowałam przez pół roku, nie był to dla mnie i dla mojej rodziny łatwy czas, skutki uboczne dawały mi się we znaki, ale przetrwałam to z wiarą, że to jedyna droga do zdrowia. Potem była mastektomia z usunięciem węzłów pachowych. I po operacji szok - chemia zadziałała w bardzo małym stopniu, wiele węzłów jest zajętych przez raka. Ta wiadomość sprawiła, że chyba po raz pierwszy poczułam, że tego nie wygram, że mogę umrzeć... Obecnie rozpoczęłam już leczenie uzupełniające w postaci hormonoterapii i czekam na rozpoczęcie radioterapii. To leczenie jest jednak niewystarczające, gdyż w moim przypadku ryzyko przerzutów jest bardzo duże. Nadzieją i szansą dla mnie jest przyjmowanie nowoczesnego, bardzo skutecznego leku. Niestety dla takich pacjentek jak ja nie jest w Polsce refundowany. Koszt miesięcznej terapii to 11 tys. zł, a cała terapia trwa dwa lata. Łączny koszt - 250 tys. zł. To jest suma, której nie jesteśmy w stanie uzbierać, a moje leczenie musi się rozpocząć bardzo szybko, żeby było skuteczne. Chcę żyć! Chcę zobaczyć, jak moja córka kończy szkołę, chcę jej pomagać w lekcjach, chcę przeżyć jej bunt nastolatki i zobaczyć ją w sukni ślubnej. Chcę dożyć chwili, kiedy posadzone przeze mnie w ogródku drzewa będą już duże. Dlatego bardzo proszę Was o pomoc!!! Dziękuję!

195 908 zł z 250 000 zł
78%
Jacek Kropkowski, GDAŃSK

Proszę, pomóż zdobyć środki na nierefundowane leczenie.

Witam! Jestem Jacek, mam 58 lat, w listopadzie 2018 r. po przeprowadzeniu biopsji potwierdzono u mnie raka. Zbieram pieniądze na nierefundowane leczenie, konsultacje ze specjalistami i pobyt w klinice. Mam szanse dzięki Twojej pomocy pokonać chorobę. Leczenie wczesnych stadiów raka metodami refundowanymi przez NFZ wywołuje szereg nieodwracalnych powikłań: radykalna operacja powoduje okaleczenie i niesprawność, chemioterapia i radioterapia niszczy komórki rakowe, ale również i te zdrowe, co stanowi zagrożenie dla życia lub powoduje kalectwo. Duże szanse dla mnie na całkowite wyzdrowienie daje przeprowadzenie nowocześniejszych zabiegów mniej inwazyjnych, jak zabieg Nanoknife, zabieg HIFU oraz wspomagające zastosowanie hipertermii. Dodatkowo muszę zmierzyć się z kosztami licznych prywatnych konsultacji, badań i przejazdów do ośrodka leczenia. Zmieniłem radykalnie tryb swojego życia. Obecnie stosuję diety oczyszczające organizm z toksyn w celu wzmocnienia własnego systemu odpornościowego. Samopoczucie jest o wiele lepsze i powróciła nadzieja na wyzdrowienie. Oprócz raka mam problemy z kręgosłupem, posiadam orzeczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności, jednak ZUS odmawia prawa do renty, dlatego pracuję z ograniczeniami. Prowadzę szkolenia i audyty w zakresie stosowania w praktyce prawa pracy, ubezpieczeń społecznych, RODO i PPK. Jeśli Ty lub Twoja Firma - Urząd ma z tym problemy, chętnie pomogę, dopóki sił i zdrowia wystarczy. Bardzo proszę o wsparcie finansowe i liczę, że razem z Tobą uda mi się chorobę pokonać. Z góry serdecznie dziękuję za pomoc Jacek Kropkowski

65 430 zł z 120 000 zł
54%
Iwona Wolińska-Szostak, Lublin

Pomoc na walkę z rakiem

Mam na imię Iwona. Mój cały świat to kochająca rodzina, mój ośmioletni synek i mąż. Gdy w 2018 usłyszałam pierwszy raz diagnozę złośliwego nowotworu piersi, wszystko rozpadło się na milion kawałków. Leczenie było bardzo ciężkie, mój synek miał wtedy 2 latka. Nie mogłam się poddać. W trakcie leczenia i po byłam cały czas aktywna zawodowo. Kiedy wydawało się, że najgorsze chwile mam jużza sobą, w 2024 po raz drugi usłyszałam diagnozę - wznowa nowotworu piersi w jeszcze groźniejszej odmianie. Od tego momentu zaczęła się nowa, pełna wyzwań droga – skomplikowana operacja oraz chemioterapia. Terapia celowana nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, dlatego włączono kolejną i kolejną. Oferowane leczenie nie jest skuteczne, a choroba nie odpuszcza. Bardzo proszę o wszelką pomoc. Iwona

44 579 zł z 100 000 zł
44%
Justyna Jeruzal, Gostynin

Walka o życie po nowotworze

Chciałabym się z Wami podzielić moją historią, która ostatnio stała się niezwykle trudna. Mam na imię Justyna, mam 36 lat, jestem mamą 3 synów, z których najmłodszy ma 2,5 roku. W wieku 34 lat stanęłam twarzą w twarz z agresywnym nowotworem piersi. Ostatnie dwa lata były dla mnie niezwykle ciężkie - przeszłam przez chemioterapię, operację mastektomii, wycięcie węzłów chłonnych, radioterapię, a teraz przede mną kolejna operacja usunięcia jajników. Walka z chorobą to trudna podróż, którą staram się podjąć z największą siłą i determinacją. Jednakże, oprócz emocjonalnych wyzwań, muszę stawić czoło także problemom finansowym związanym z kosztami leczenia i rehabilitacji. Chcę usunąć drugą pierś, bo jest duże zagrożenie wystąpienia w niej nawrotu. Nie mam mutacji genów BRCA1/BRCA2, dlatego nie nie mogę mieć operacji na NFZ. Potrzebuję środków na nierefundowaną operację usunięcia drugiej piersi, środki, które wzmocnią mój organizm, na rehabilitację ręki, wizyty prywatne u specjalistów i lekarzy oraz dojazdy do szpitala. Każda kwota, każde dobre słowo i gest solidarności są dla mnie niezmiernie cenne. Dziękuję Wam z góry za każdą okazaną pomoc i wsparcie. Z serca, Justyna

4 307 zł z 60 000 zł
7%
Anna Smoderek, Warszawa

Immunoterapia w leczeniu raka piersi

Hej! Mam na imię Ania. O diagnozie dowiedziałam się niedawno, tuż przed pierwszymi urodzinami mojego synka. Karmiłam piersią, więc gulka, którą wyczułam, wzbudziła moją czujność, ale nie pomyślałabym, że może okazać się nowotworem złośliwym piersi. Podczas USG wykryto, że oprócz wyczuwalnego guzka w tej samej piersi mam jeszcze jedną zmianę. Wynik biopsji był dla mnie druzgocący, byłam w szoku, tym bardziej, że badam się regularnie. Nikt nie jest w stanie wytłumaczyć, dlaczego nowotwór tak szybko rozwinął się w zaledwie rok, może mniej... Ciężko stwierdzić. Wiem natomiast, że można go wyleczyć poddając się najmocniejszej chemii tzw. czerwonej oraz immunoterapii. Czeka mnie również operacja. Niestety immunoterapia w moim przypadku nie jest refundowana przez NFZ. Aby zwiększyć szanse na całkowitą remisję, będę przyjmować wlewy, których pojedyncza dawka to koszt 12.000 zł. Takich dawek potrzebuję kilkanaście na przestrzeni najbliższego roku. Jeśli możesz - pomóż mi wyzdrowieć. Dziękuję za każdą wpłatę! ♡

143 864 zł z 200 000 zł
71%
Agnieszka Ziębicka, Wrocław

Proszę o pomoc

Mam na imięAgnieszka. Rok temu na nowotwór jajnika zmarła moja córka. Teraz ja usłyszałam taką samą diagnozę. Postanowiłam walczyć o siebie, wychować dwóch synów. Niestety nie jest to takie proste, jeżeli się nie ma oszczędności. Potrzebuję środków na terapię medyczną marihuaną, którą mi zaproponowano oprócz głównego leczenia. Co miesiąc mam wypisywane recepty - są bardzo kosztowne. Do tego dochodzą koszty innych leków, badań, konsultacji i dojazdów do ośrodka leczenia. To wszystko bardzo mnie obciąża psychicznie. Sama nie dam sobie z tym rady, dlatego bardzo proszę o wsparcie finansowe. Jeśli możesz mi pomóc, weź udział w zorganizowanej dla mnie zbiórce.

2 252 zł z 60 000 zł
3%
Krzysztof Jaros, Pruszków

Nie damy się glejakowi!

Hej, jestem Magda i jestem żoną Krzyśka. Kiedy się poznaliśmy 11 lat temu, ujął mnie swoją niezwykłą inteligencją, olbrzymią wiedzą i chęcią do życia. Nasze pierwsze randki to było odkrywanie coraz to ciekawszych miejsc, filmów i koncertów. Czuliśmy się ze sobą wspaniale. Poznałam jego wówczas sześcioletnią córkę Olgę i zaczęliśmy wspólne życie. Po kilku latach starań, wielu wylanych łzach i obaw, że nigdy nie zostaniemy wspólnie rodzicami, pojawiła się Ada. Wymarzona i upragniona. Ada ma teraz pięć lat. Jest energicznym, bardzo emocjonalnym dzieckiem, zdecydowanie odmienna od spokojnej i zrównoważonej starszej siedemnastoletniej siostry. Obie łączy jedno. Bardzo kochają swojego tatę. Wszystkie trzy marzymy o tym, aby spędzić z nim jak najwięcej czasu, w jak największym komforcie zdrowotnym. Bo Krzysiek ma glejaka wielopostaciowego 4 stopnia. A my nie chcemy się poddawać. Przeczytajcie naszą historię. Początek lipca był gorący.Wszyscy narzekali na upał. Krzysiek codziennie jeździł do pracy pociągiem, w garniturze, więc nikogo nie zaskoczyło, jak nieco zasłabł. Bolała go głowa i mdliło go. Stwierdziliśmy, że pewnie się odwodnił, może czymś zatruł. Kiedy następnego ranka pojawiły się wymioty, diagnoza, że się przytruł, była prawie pewna. Niestety bardzo błędna. Kiedy jego stan zdecydowanie się pogarszał, została wezwana karetka i Krzyśka zabrano do szpitala. Liczyliśmy na jakieś leki, kroplówki i powrót do domu. Niestety znowu się myliliśmy. Już przy zwykłym badaniu tomografem widać było, że Krzysiek ma obrzęk i guz mózgu. Kolejne badanie tomografem, tym razem z kontrastem potwierdziło wstępną diagnozę, choć nadal nie wiedzieliśmy, z czym się mierzymy. O sytuacji i jego stanie dowiedziałam się telefonicznie, ponieważ w tym samym czasie byłam 400 km od mojego męża. Stan Krzyśka był zły. Nie wiadomo było, czy przeżyje noc. A ja szukałam możliwości powrotu do domu z Gdańska. Pierwsze telefony do rodziny. I pierwsze niedowierzanie. Nikt z nas się tego nie spodziewał. Nie dostrzegaliśmy żadnych objawów. Wszystko wyglądało tak zwyczajnie. Na wszystko było wyjaśnienie. Problemy ze snem? Stres. Lekki ból głowy? Zmęczenie i odwodnienie. Trudności z komunikacją w relacjach? Kryzys małżeński. Przygnębienie i złość? Depresja. I wszystko było prawdą, ale wszystko było też objawami glejaka wielopostaciowego. Początkowo nie wiedzieliśmy do końca, z czym mamy do czynienia. Lekarze mieli podzielone zdania. Jedni twierdzili, że to nowotwór złośliwy, inni, że łagodny i Krzysiek wróci do zdrowia w ciągu kilku miesięcy. Na szczęście szybko trafił na oddział neurochirurgii w szpitalu MSWIA w Warszawie i 8 sierpnia odbyła się wielogodzinna, trudna operacja. Usunięto maksymalnie dużo guza, którego ognisko znajdowało się w płacie skroniowym. Niestety ogniska w płacie czołowym nie ruszono. Już wtedy operujący lekarz powiedział, że jednak guz wygląda na złośliwy. Mimo to mieliśmy nadal nadzieję, że nie będzie tak źle. Próbki wysłano do badania histopatologicznego. Wówczas zaczęły się prawdziwe schody. Czekaliśmy na wynik bardzo długo. Byliśmy zniecierpliwieni, bo każdy dzień wydawał się nam na wagę złota. W końcu 9 września 2024 przyszedł wynik i ściął nas z nóg - złośliwy glejak wielopostaciowy 4 stopnia typ dziki - szybko się rozwijający i rozrastający. Potem znowu oczekiwanie i w końcu spotkanie z onkologiem. I wtedy znowu nas ścięło, bo okazało się, że w ciągu niespełna dwóch miesięcy od operacji guz urósł trzykrotnie. Przyjęcie na oddział radioterapii 7 października było dla nas nadzieją, ale i wielkim strachem jak Krzysiek zniesie naświetlania połączone z chemioterapią. W ciągu sześciu tygodni Krzysiek przyjął maksymalną dawkę naświetlania. Od 18 listopada jest w domu i czekamy na dalsze leczenie chemioterapią. Miało się rozpocząć 16 grudnia, ale wyniki biochemii wyszły bardzo źle. Wątroba była w złym stanie. Nie było szans na podjęcie kolejnej dawki chemioterapii. Przez ostatni miesiąc bardzo walczyliśmy o dobry stan wątroby. Na nieszczęście w Święta Bożego Narodzenia Krzysiek podczas pobytu na SOR złapał grypę i zapalenie płuc. Bieżące badania są dużo lepsze i mamy nadzieję, że będą wystarczająco dobre, aby 10 stycznia został zakwalifikowany na dalsze leczenie. Krzysiek się nie poddaje. I my razem z nim. Koszty leczenia niestety rosną z dnia na dzień. Krzysiek dostaje leki przeciwpadaczkowe i przeciwobrzękowe. Pojawiające się problemy wątrobowe to kolejne leki, już dużo droższe.Z powodu przyjmowania sterydów Krzysiek leczy się również na cukrzycę. Dopasowanie diety pod kątem i wątroby i cukrzycy spowodowało, że zaczęliśmy korzystać z prywatnej opieki dietetyka onkologicznego. Kolejne suplementy i produkty, które mają wzmocnić Krzyśka. Kolejne badania, ciągłe jeżdżenie do kolejnych lekarzy, wyjazdy do szpitala. Już przed diagnozą Krzysiek miał pewne problemy psychiczne, ale oceniałam je jako przepracowanie i depresję. Z czasem zaczęły się nasilać. Mój mąż stał się innym człowiekiem. Zaczął być nieprzyjemny, obrażał nas, znęcał się nade mną psychicznie. Zaczął mieć urojenia. Udało się nam nad tym zapanować z pomocą psychiatry, za którego również płacimy. Krzysiek jest coraz słabszy i potrzebuje coraz więcej pomocy. Jego pamięć jest coraz gorsza. Zapomina, co się wydarzyło przed chwilą czy przed paroma godzinami. Opowiada kolejny raz te same historie, zadaje te same pytania. Zaczyna się gubić. Brakuje mu słów. Zauważamy, że jego ciało słabnie z dnia na dzień.Być może wkrótce będę potrzebowała dodatkowej osoby do opieki nad nim. Wasze wpłaty pozwolą nam na zapewnienie jak najlepszej bieżącej opieki zdrowotnej Krzyśka bez obaw, że na coś zabraknie nam finansów i będziemy musieli z czegoś zrezygnować. Postanowiliśmy również podjąć próby konsultacji jego przypadku w ośrodkach zagranicznych. Konsultacje są płatne i kosztują kilka tysięcy złotych. A jeśli zakwalifikujemy się do leczenia, będziemy potrzebować w szybkim czasie ogromnych sum na pobyt i terapię za granicą. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by dać szansę Krzyśkowi, aby mógł obserwować, jak jego córki dorastają i podbijają świat. A Was prosimy o pomoc w osiągnięciu tego celu.

41 199 zł z 100 000 zł
41%
Anna Bulzak, Nowy Sącz

Zbieram na rehabilitację

Witam, Kochani! Mam na imię Anna. Mam kochającą rodzinę, męża i dwójkę dzieci. Wiadomość o chorobie była zaskoczeniem dla mnie i mojej rodziny. W kwietniu 2016 r. zdiagnozowano u mnie nowotwór piersi. Jest to szczególny typ nowotworu - her 2 dodatni, a możliwości jego leczenia są ograniczone. Jestem po operacji i po leczeniu onkologicznym. By nie dopuścić do nawrotu choroby, potrzebuję pieniędzy na specjalistyczne badanie - tj. płynną biopsję, która jest bardzo droga i przekracza moje możliwości finansowe. Potrzebuję też rehabilitacji, gdyż cały czas walczę ze skutkami ubocznymi choroby. Dziękuję każdemu za okazane wsparcie i pomoc!

21 088 zł z 80 000 zł
26%
Barbara Poros, Zbludowice

Wsparcie w walce z rakiem

Czasami jedno życie zależy od wielu serc… Mam na imię Barbara, mam 68 lat i wciąż chcę żyć. Chcę czuć ciepło dłoni moich bliskich, patrzeć, jak dorastają wnuki, budzić się rano z myślą, że czeka mnie kolejny dzień. Ale teraz każdy dzień to walka – walka o oddech, o nadzieję, o czas. W 2020 roku po raz pierwszy usłyszałam diagnozę: rak trzonu macicy. Przeszłam operację, myśląc, że to koniec koszmaru. Że to tylko przerażający rozdział mojego życia, który w końcu uda się zamknąć. Ale rak wrócił. Silniejszy. Bardziej okrutny. Rozsiał się po moim ciele, jakby chciał odebrać mi wszystko, co kocham. Jestem już po sześciu cyklach chemioterapii. Bardzo liczyłam na to, że jako kontynuację leczenia lekarze zaordynują mi immunoterapię – nowoczesne leczenie, które może powstrzymać chorobę. Sądziłam, że moim największym problemem będzie zdobycie na to leczenie pieniędzy. Niestety problemem okazała się genetyka. Badania wykazały, że w moim przypadku obecność genu TP53 sprawia, że immunoterapia nie będzie skuteczna i nie można jej zastosować. 26 lutego byłam na wizycie u onkologa. Po dokładnej analizie badań genetycznych oraz mojego stanu zdrowia lekarz zdecydował ostatecznie, że leczenie immunoterapią nie jest możliwe. Kolejną próbą walki z chorobą jest terapia hormonalna. To dla mnie ogromna szansa, ale niestety ta forma leczenia jedynie spowalnia rozwój nowotworu, a rokowania pozostają niepewne. Mimo to nie poddaję się – wraz z lekarzem podjęliśmy decyzję o rozpoczęciu terapii i robimy wszystko, aby jak najszybciej ją wdrożyć. Wierzę, że to kolejny krok w stronę zdrowia i nadziei na przyszłość. Cały czas towarzyszy mi jednak niepewność i bezradność. Jedyną pozytywną wiadomością jest to, że w tym momencie koszt terapii jest niższy niż leczenia immunoterapią, ale nadal bardzo wysoki. Wynika to z długiego czasu leczenia. Do tego dochodzą konsultacje, dojazdy, specjalistyczne żywienie (zbilansowane przez dietetyka klinicznego), leki stosowane w neuropatii spowodowanej wcześniejszą chemioterapią, suplementacja, dodatkowe badania, pielęgnacja... To wszystko jest poza moim zasięgiem. Sama nie dam rady. Nigdy nie prosiłam o pomoc, ale teraz nie mam wyjścia. Chcę walczyć. Ale bez Ciebie nie dam rady. Jeśli możesz – pomóż. Każda złotówka to dla mnie więcej niż pieniądz. To oddech, to nadzieja, to szansa. To życie. Dziękuję. Z całego serca. Bo wierzę, że jeszcze nie czas się poddać. Dziękuję również za dotychczasowe wsparcie finansowe rodzinie i wszystkim pomagającym. Świadomość, że wokół mnie jest tyle życzliwych osób, dodaje mi sił do walki z wyjątkowo złośliwym przeciwnikiem.

21 043 zł z 80 000 zł
26%
Piotr Nicpoń, Jełowa

Nicpoń - lek na 5 i 6 cykl

Mam na imię Piotrek i mam 47 lat. W styczniu 2023 dowiedziałem się, że jestem chory na raka jelita grubego i... tu świat się zatrzymał. Był płacz, złość i niemoc. Gdy emocje opadły, wraz z moją Agnieszką (żoną), postanowiliśmy walczyć. Mam dla kogo. Mam dwóch wspaniałych synów (13 i 18 lat), pasję - motocykle i "miałem" wspaniałą pracę w drogownictwie. Leczenie zaczęliśmy w Gliwicach, ale po kilku miesiącach dostałem tylko leki przeciwbólowe. W tym czasie nowotwór przerzucił się na wątrobę, płuco, nadnercze, węzły chłonne tarczycy. Wszystkie guzy są nieoperacyjne i złośliwe. Postanowiliśmy uciec do Łodzi. Tam trafiliśmy na wspaniałych lekarzy. Leczyli mnie w sumie do czerwca 2024 (naświetlanie, trzy linie chemii), jednak ze względów finansowych i logistycznych (w moim stanie podróż do Łodzi stawała się męcząca) przenieśliśmy się z leczeniem do Opola (bliżej), no i mogłem sam dojeżdżać na chemię, ponieważ Agnieszka podjęła w tym czasie pracę. Po kilku miesiącach leczenia chemią oraz lekiem z systemu rządowego RDTL, w poniedziałek 07.10.2024 lekarze z opolskiej onkologii odmówili mi dalszego leczenia, ponieważ pojawiła się progresja choroby oraz wyczerpałem wszystkie możliwości terapeutyczne (lekowe/systemowe w Polsce) i zalecili hospicjum. Agnieszka nie odpuszczała, więc 09.10.2024 wylądowaliśmy ponownie w Łodzi, tym razem u prof. Bojo i tam otrzymaliśmy nadzieję. Istnieje lek, który dedykowany jest pod moją chorobę. W kwietniu został on dopuszczony do leczenia w Europie, jednak w Polsce jest nierefundowany. Nigdy nie prosiliśmy nikogo o pomoc, ale... Proszę, pomóżcie mi w uzbieraniu kwoty, która pomoże mi żyć. Do tej pory udało nam się uzbierać na 1,2,3 i 4 cykl. Koszt jednego cyklu to 7020 euro + koszty wysyłki. Lek zakupujemy w Niemczech. Zbieramy teraz na cykl 5 i 6. Termin wzięcia 5 cyklu przypada na 02.04.2025. Pomóżcie, proszę.

2 240 zł z 62 000 zł
3%