Zbiórki

Najnowsze
  • Najnowsze
  • Najbliżej celu
  • Ostatni dzwonek
  • Cel osiągnięty
Wszystkie województwa
  • Wszystkie województwa
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Wszystkie typy nowotworów
  • Wszystkie typy nowotworów
  • Rak tchawicy, płuca i oskrzela
  • Rak jelita grubego i odbytnicy
  • Rak piersi
  • Rak żołądka
  • Rak trzustki
  • Rak gruczołu krokowego
  • Rak pęcherza moczowego
  • Rak jajnika
  • Rak wątroby
  • Rak trzonu macicy
  • Rak szyjki macicy
  • Rak przełyku
  • Czerniak
  • Szpiczak mnogi
  • Rak tarczycy
  • Choroba Hodgkina
  • Inne nowotwory układu moczowego
  • Mięsaki i inne nowotwory międzybłonka i tkanek miękkich
  • Nowotwór GIST
  • Nowotwór głowy lub szyi
  • Nowotwór kości
  • Inne nowotwory układu oddechowego i narządów klatki piersiowej
  • Inne nowotwory męskich narządów rozrodczych
  • Inne nowotwory żeńskich narządów płciowych
  • Inne nowotwory układu pokarmowego
  • Inne nowotwory krwi
  • Inne nowotwory skóry
  • Ostra białaczka limfoblastyczna
  • Przewlekła białaczka limfocytowa
  • Przewlekła białaczka szpikowa
  • Ostra białaczka szpikowa
  • Chłoniaki nie-Hodgkina
  • Rak nerki
  • Inny
  • Nowotwory mózgu i ośrodkowego układu nerwowego
Teresa Gruza, Warszawa

Teresa prosi o pomoc w zebraniu środków na leczenie.

Mam na imię Teresa. Mam 53 lata. Jestem pielęgniarką. Bardzo lubię moją pracę. Zawsze wykonywałam ją z wielkim zamiłowaniem. Od kilku lat oprócz podstawowego etatu w szpitalu pracowałam również dodatkowo z myślą o godnej emeryturze na starość. Niestety pod koniec 2016 roku okazało się, że mój organizm zaczął się buntować. Byłam coraz bardziej zmęczona i to nie tylko z powodu nadmiernej pracy. W grudniu 2016 wykryto u mnie złośliwy rodzaj nowotworu - raka zrazikowego piersi. W styczniu 2017 przeprowadzono operację oszczędzającą. Następnie w lutym 2017 doszczętnie usunięto węzły chłonne, ponieważ był przerzut do węzła. Progresja nastąpiła w szybkim tempie. W maju 2017 wykonano mastektomię. Zastosowane na początku leczenie hormonalne przerwano, gdyż po mastektomii okazało się, że to typ raka potrójnie ujemnego. Wykonana w czerwcu scyntygrafia wykazała zmiany osteolityczne w kośćcu (przerzuty do kości). Obecnie jestem w trakcie chemioterapii. Mieszkam z córką. Do tej pory dawałyśmy sobie radę z opłatami za dodatkowe wizyty prywatne i badania kontrolne. Chciałabym bardzo wrócić do pracy, ale w pierwszej kolejności należałoby zahamować rozwój choroby w kośćcu. W tym celu chciałabym poddać się terapii leczenia radem, która nie jest refundowana przez NFZ. Koszt takiego leczenia to 17 600 zł na miesiąc. Potrzebnych jest 6 kursów czyli ok. 110 000 zł. Ogromnym wsparciem są dla mnie moje córki, które są dla mnie całym życiem. Chciałabym zobaczyć jak radzą sobie w dorosłym życiu i poznać swoje wnuki. Bardzo proszę o pomoc. Pozdrawiam, Teresa.

63 168 zł z 110 000 zł
57%
Agata Pastwa, Poniatowa

Może i bitwę z rakiem przegrałam, ale wojnę zamierzam WYGRAĆ!

Mam na imię Agata, mam 35 lat, jestem żoną i mamą trzech wspaniałych dziewczynek. Bliźniaczki są niepełnosprawne, a ja od 6 czerwca 2016 r. walczę z hormonozależnym rakiem piersi prawej. Swoje leczenie zaczęłam od chemioterapii AT od lipca do listopada 2016, później przeszłam radykalną mastektomię piersi prawej wraz z wycięciem układu chłonnego pachy prawej. Na przełomie stycznia i lutego 2017 r. przeszłam radioterapię, włączono mi hormonoterapię, a od marca 2017 do października 2017 r. poddana byłam immunoterapii w zastrzyku. Niestety, kiedy wydawało się wszystkim - mnie, mojej rodzinie i lekarzom, że już jest z górki, pod blizną gdzie wcześniej była pierś, wyskoczył nowy guz - WZNOWA!!! Zmieniono mi hormony i nic poza tym... Leczenie immunoterapią zostało przerwane, ponieważ mnie nie uchroniło, a wręcz odwrotnie - rak kwitł w środku :( Lekarze z Centrum Onkologii w Lublinie nie mają pomysłu na moje leczenie, dlatego szukam innych możliwości leczenia, ale żeby było to możliwe muszę prosić o wsparcie finansowe. Mój mąż nie pracuje zawodowo, ponieważ musiał przejąć opiekę nad bliźniaczkami chorymi na stwardnienie guzowate i padaczkę lekooporną, ja jestem na rencie z ZUS-u. Chciałabym pojechać ze swoimi badaniami do innych lekarzy i szpitali, może gdzieś znajdzie się jakaś szansa na leczenie dla 35-letniej młodej kobiety, która robi wszystko co tylko możliwe, żeby cieszyć się życiem najdłużej jak to możliwe, bo moje córki mnie potrzebują... Gdyby mój optymizm mógł pokonać raka, to już byłabym zdrowa i nie czytaliby Państwo mojej historii :) Kocham taniec i mam nadzieję, że jeszcze będę mogła cieszyć się swoją pasją :) Może i bitwę z rakiem przegrałam, ale wojnę zamierzam WYGRAĆ!!!

14 191 zł z 15 000 zł
94%
Agnieszka Stec, Pogorska Wola

Agnieszka ma dwoje maleńkich dzieci, dla których musi wyzdrowieć!

Witam Was kochani, mam na imię Agnieszka, mam męża i dwoje małych dzieci: Adrianka 5 lat i Natalkę 3,5 roku. Nasze życie do końca lipca tego roku było wspaniałe. Mąż pracował, ja zajmowałam się dziećmi i domem, planowaliśmy kolejne maleństwo, bo przecież dzieci są największym sensem życia i darem od Pana Boga, prawda? W grudniu 2016 roku zobaczyłam dwie magiczne kreski na teście, byliśmy przeszczęśliwi, a dzieci głaskały brzuszek i śpiewały mu kołysanki :):):) Niestety z początkiem marca 2017 poczułam mocne bole brzucha, izba przyjęć i… słowa lekarza oglądającego moja 17-tygodniowa dziewczynkę: "Przykro mi, ale serduszko nie bije" :(:(:( Najgorsze słowa, jakie usłyszałam w życiu… Postanowiliśmy, że za niedługo pomyślimy o maleństwie, ale zaczęłam odczuwać ból piersi, zgłosiłam się do lekarki, potem USG, biopsja gruboigłowa i słowa lekarza: "Przykro mi, rak piersi potrójnie ujemny o najgorszym rokowaniu..." Po 4 tygodniach wyszło mi obciążenie genetyczne, więc czekają mnie aż 3 operacje. Obecnie jestem leczona w krakowskim szpitalu onkologicznym, otrzymałam drugi cykl chemioterapii, niestety mój szpik już jest trochę uszkodzony, więc dostaję mocne zastrzyki na pobudzenie produkcji białych krwinek. Ponadto przy obciążeniu jest ogromne ryzyko raka jajnika, lekarze zrobili mi markery i niestety wyszły niedobrze. Jest mi bardzo trudno tak otwarcie opisywać moją historię, ale wiem, że muszę żyć dla moich dzieci, męża i bez wsparcia finansowego nie damy rady :( Ja nie pracuję, a mąż zarabia niewiele, wożąc mnie do Krakowa musi często brać wolne dni, dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie. Uzyskane pieniądze przeznaczę na dojazdy do szpitala, zazwyczaj dwa razy w tygodniu, leki, konsultacje i rehabilitację po podwójnej mastektomii. Bardzo proszę o zrozumienie, bo każdego z nas może spotkać taka tragedia. Dziękuję serdecznie :)

34 355 zł z 80 000 zł
42%
Janina Rodkiewicz, GDAŃSK

Wołanie o pomoc!

Witam, nazywam się Janina Rodkiewicz, mam 62 lata. 23 maja 2017 r. zdiagnozowano u mnie raka piersi. Jestem po usunięciu piersi. Obecnie jestem poddawana chemioterapii, następnie czeka mnie radioterapia. Jedynym moim dochodem jest emerytura w wysokości 1410 zł miesięcznie. Mieszkam sama w mieszkaniu komunalnym, w którym nie ma gazu, wszystko pracuje na prądzie - ogrzewanie, bojler na ciepłą wodę i kuchenka. Moje miesięczne wydatki, to: 308 zł - opłata za czynsz 400 zł - energia elektryczna + 200 zł - leki na depresję, reszta na comiesięczną skromną egzystencję i bieżąco zapisywanie leki. Do tej pory pomagał mi mój jedyny syn, ale w obecnej chwili przebywa w zakładzie karnym za przewinienia drogowe, co uniemożliwia mu opiekę nade mną. Jestem zdana na siebie i ewentualnie na dobry humor i dobre serce sąsiadów. Z uwagi na zły stan zdrowia (zawroty głowy, słabość, złe znoszenie chemioterapii) mam duże trudności z pokonaniem trasy do i od lekarza onkologa, na pobrania krwi przed wizytą u onkologa oraz na zabiegi chemioterapii i korzystam z uprzejmości sąsiadów. Niestety nie jestem w stanie zapłacić chociaż za paliwo - wprawia mnie to w zakłopotanie i dyskomfort psychiczny. Nie wiem, jak długo to potrwa i jak długo sąsiedzi będą mnie dowozić do przychodni i odwozić do domu, ponieważ jest to kłopotliwe z uwagi na czas oczekiwania podawania chemii. Po zaaplikowaniu chemii mam złe wyniki krwi - zgodnie z zaleceniem lekarza muszę wypijać drinki proteinowe, stosować odżywki niezbędne na jej poprawienie. Gdy wyniki są złe, wypadam z programu otrzymania chemii, co automatycznie wydłuża czas leczenia i zwalczenia raka. Jest mi bardzo ciężko i potrzebuję pomocy w kwestii opłacenia transportu na wizyty lekarskie, na pobrania krwi do badań oraz wyjazdy do szpitala na podanie chemii, a także na zakup zalecanych przez lekarza środków farmakologicznych w celu uzyskania lepszych wyników krwi, by leczenie przebiegało sprawnie i bez przesunięć. Z góry dziękuję za okazaną pomoc i zrozumienie. Janina Rodkiewicz

2 790 zł z 12 000 zł
23%
Dorota Hałat, Kozy

Cel zbiórki został już osiągnięty.

Cel zbiórki został już osiągnięty. Z całego serca dziękuję wszystkim darczyńcom za dokonane wpłaty. Pozdrawiam, Dorota ______________________________________________________________________________________ Witam, mam na imię Dorota. Mam 48 lat i choruję na mięsaka tkanek miękkich. Zaczęło się niewinnie - od niewielkiego guza umiejscowionego na podudziu lewej nogi. Po kolejnych trzech operacjach (w 2013, 2015, 2016 roku) i nadziejach na wyleczenie - kolejna wznowa w 2017 r. i porażająca diagnoza - amputacja lewej nogi na wysokości uda. Jestem już po operacji. Staram się zaakceptować obecną sytuację, choć jest to bardzo trudne. Chciałabym znów chodzić i dlatego potrzebuję środków na rehabilitację oraz zakup protezy! Będę wdzięczna za okazaną pomoc. Dorota

40 768 zł z 45 000 zł
90%
Dorota Głowacka, Bydgoszcz

Pomóżcie moim dzieciom mieć jak najdłużej mamę!

Drodzy Państwo, przede wszystkim dziękuję, że czytacie ten tekst. Mam 44 lata i od 6 lat choruję na nowotwór piersi. Usunięto mi pierś, jestem już po chemioterapii, odrosły mi włosy, wróciłam do własnej wagi, mogę zajmować się sama dziećmi i robić wszystko to, co robiłam do tej pory, ale to koniec dobrych wiadomości. Niestety obawiam się, że wszystko co dobre, zostanie mi po raz kolejny odebrane, bo mój rak mnie chyba bardzo lubi... Mam bardzo złośliwy nowotwór, lekarze określają go jako „potrójnie negatywny”, odporny na wszelką farmakoterapię. Niestety chemioterapia, jaką przeszłam, nie jest w stanie pokonać złośliwości zdiagnozowanego u mnie nowotworu, a lekarze nie są w stanie zaoferować mi już innych metod leczenia. Znowu mam powiększone węzły chłonne, szybko rośnie ilość komórek nowotworowych we krwi, pojawiło się też jakieś podejrzane ognisko w głowie, które będzie niebawem diagnozowane. Ale ja postanowiłam nie czekać biernie, aż rak się mocno rozwinie, a szukać innych, nierefundowanych metod leczenia i zrobić wszystko, co mogę aby pokonać chorobę. Szukam nowych możliwości leczenia. Środki chciałabym przeznaczyć na konsultację u specjalistów, dojazdy do ośrodka leczenia jak i badania diagnostyczne (choroba odebrała mi też pracę, jestem na rencie, a mąż zarabia niewiele). Może dotrę też do jeszcze innych form leczenia, za które pewnie również trzeba będzie płacić. Stąd moja ogromna prośba do Państwa o pomoc, bardzo Was moi Kochani proszę o jakąkolwiek pomoc finansową. Mam dwójkę cudownych dzieci: 5-letnią Kornelkę i 10-letniego Antosia, które to kocham najbardziej na świecie. To głównie dla nich walczę o życie i to one dodają mi siły i wspierają w chorobie. Postanowiłam zrobić wszystko co możliwe, aby wychować moje dzieci i otoczyć je miłością, na którą tak zasługują. Nikomu nie życzę tego towarzyszącego mi uczucia strachu, że może nie zdążę być przy moich dzieciach, kiedy najbardziej będą mnie potrzebować, nie będę mogła przytulić, pochwalić, cieszyć się z ich radości i wspierać w problemach. Będę Państwu wdzięczna do końca życia, no i moja cała rodzina również, bo możecie sprawić, żeby moje dzieci wyrosły na szczęśliwych ludzi, mając kochającą mamę u boku.

46 713 zł z 80 000 zł
58%
Monika Dembek, Warszawa

Potrzebuję pieniędzy na rehabilitację ręki

Zaskoczył mnie w 42. roku życia. Nie pomyślałam "Dlaczego ja?!"... Życie... Pamiętam to jak dziś, jestem w pociągu i telefon. W słuchawce usłyszałam: "Mamy wynik biopsji. Rak. Sutka. Złośliwy". Sto myśli na minutę, ile pożyję, co z synem, jak ja to powiem (ja zawsze taka zdrowa). Przyjęłam to na klatę, musiałam, mam dla kogo walczyć. Kolejne wyzwanie w moim życiu, któremu trzeba stawić odważnie czoła. Następnego dnia spotkanie z lekarzem, konsylium, a tam informacja o przerzutach w węzłach chłonnych. Szybka decyzja - chemia, operacja, radioterapia. Leczenie trwało od 2.06.2016 do lutego 2017. Małe wyniszczenie organizmu od środka, ale byłam dzielna (przy wsparciu innych)! Wtedy, tak jak i teraz, pracuję zawodowo jako manager w klubie sportowym, gdzie prowadzę akademię dla dzieci (mój mały osobisty bank energii, tak potrzebnej w tej sytuacji). Minął już rok mojej mozolnej walki z rakiem, nie wygrałam, ale nie składam broni! Jestem już na kolejnym etapie - po operacji muszę mieć sprawna rękę! Codziennej rehabilitacji potrzebuje jak "wody ", wiąże się to jednak z dużymi kosztami. Kwota zbiórki na moje leczenie wzrosła, ponieważ krótko po operacji usłyszałam od pana profesora, że przede mną profilaktyczna, znów nierefundowana, operacja lewej piersi.. Cieszę się każdą chwilą, doceniam rzeczy, które kiedyś wydawały mi się błahe. Chciałabym, jak najdłużej mieć taką możliwość. Niestety cały 2017 rok to walka: najpierw operacja oszczędzająca, następnie usunięcie całej piersi prawej + uszkodzona ręka przez brak węzłów. Mam mutację genetyczną BRCA1, która jest właśnie potrójnie negatywna jak mój nowotwór, który został wykryty w piersi prawej i węzłach pachowych. Dlatego następnie profesor z Gdańska usuwa lewą pierś mówiąc: "Pani Moniko, musimy jeszcze zrobić porządek z lewa piersią, aby choroba nie powróciła, ponieważ pani nowotwór to taki "cichacz" :( Jestempo mastektomii piersi lewej wraz z rekonstrukcją jednoczasową. Po tygodniu wdaje się infekcja i jestem w czasie 4 miesięcy po 2 nieudanych próbach rekonstrukcji. Budzę się bez piersi... i mam informację: "Pani Moniko, nie udało się... Poczeka pani 6 miesięcy i postaram się zoperować". W 2018 jestem po szczęśliwej rekonstrukcji. Kiedy sądziłam, że wszystko już za mną, moja ręka miała odmienne zdanie. Ręka nie mieściła się w żadną bluzkę, była opuchnięta, nie można było wykonywać nią żadnych ruchów. To były kolejne tygodnie walki z chorobą i z własnym ciałem. Pojechałam do Słupska, tam byłam czwartą w Polsce pacjentką, u której przeprowadzono operację rekonstrukcji dróg chłonnych. Następnie długie miesiące rehabilitacji i już do końca tak będzie... Mam mutację skutkująca znacznie zwiększonym ryzykiem wystąpienia również raka jajnika i czekam tylko na informację od doktora: „Musimy, pani Moniko, usuwać". Rak trójnegatywny ma większą skłonność do nawrotów z szybkim wystąpieniem przerzutów, np. do kości, ośrodkowego układu nerwowego czy płuc. Ze względu na fakt, że potrójnie ujemny rak piersi rozsiewa się przede wszystkim drogą naczyń krwionośnych, trwają badania nad lekami, które miałaby na celu ograniczenie tworzenia się naczyń w obrębie guza, ale na razie nie zostały one jeszcze ujęte w standardach leczenia.

59 674 zł z 80 000 zł
74%
Małgorzata Korolska, Kwidzyn

Pomóż Małgorzacie ponieść koszty leczenia raka

Witam, zwracam się do Was z prośbą o dofinansowanie mojego leczenia onkologicznego. Mam 63 lata, dwoje dzieci i jestem szczęśliwą Babcią czworga wnucząt.W kwietniu 2017 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór obu jajników. Przeszłam poważną i bardzo rozległą operację. Badania genetyczne wykazały, że jestem nosicielką mutacji BRCA1. Przeszłam chemioterapię w 6 cyklach co 3 tygodnie. Mieszkam w Kwidzynie, a moje leczenie (operacja, konsultacje lekarskie i chemioterapia) odbywają się w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku. Odległość 100 km w jedną stronę. Z powodu mojej choroby ponoszę spore koszty leczenia związane z dojazdami do kliniki oraz lekarstwami, które wykupuję na receptę. Oprócz tego dodatkowo wizyty kontrolne i badania w Poradni Onkologicznej Chorób Piersi w Gdyni (120 km). W grudniu 2021 r. przeszłam obustronną mastektomię piersi wraz z rekonstrukcją w Szpitalu Morskim w Gdyni. Obecnie przebywam na emeryturze. Pozdrawiam serdecznie, Małgorzata Korolska

12 094 zł z 20 000 zł
60%
Marian Sawczuk, Sarnaki

Marian wiele przeszedł. Teraz potrzebuje pieniędzy na leczenie.

Witajcie, nazywam się Marian Sawczuk. Mam 65 lat. Historia z moją chorobą rozpoczęła się w lipcu 2016 roku. Zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy jelita grubego. Wykonano zabieg operacyjny usunięcia guza w jelicie grubym. Słowo 'rak' totalnie mnie sparaliżowało. Był to podwójny wstrząs dla całej mojej rodziny, gdyż moja 32-letnia córka w tym czasie także chorowała na raka jelita grubego. Niestety zmarła na tę chorobę. Dlatego ja walczę z całych swoich sił, abym wyzdrowiał, bo chcę żyć, mam dla kogo - dla swoich kochanych wnuczków, żony, rodziny. Jestem świadom swojej choroby, tej strasznej choroby. Obecnie przyjmuję cykle chemioterapii. Przede mną kolejne badania stwierdzające, czy choroba postępuje dalej, czy się zatrzymała w rozwoju. Szukam skutecznych metod leczenia, które stosuje się w Polsce i za granicą. Niestety konsultacje, diagnostyka, leczenie w klinikach, dojazdy do placówek medycznych oraz zakup refundowanych i tych nierefundowanych leków to bardzo duży wydatek. W swojej walce potrzebuję Waszego wsparcia duchowego, ale także wsparcia finansowego, które umożliwi mi leczenie u specjalistów będących w stanie mi pomóc. Dziękuję.

32 418 zł z 35 000 zł
92%
Anna Majchrzycka, Legionowo

Chcę żyć dla dzieci, męża i cieszyć się każdym nowym dniem!

Witaj, jestem Anna, mam 39 lat, kochającego męża i dwoje małych, cudownych dzieci. 20 grudnia 2016 roku moje życie zmieniło się diametralnie. W tym dniu dostałam w pracy pierwszego ataku padaczki. Dla wszystkich był to ogromny szok. Wezwano karetkę i trafiłam do Szpitala na Bródnie, na oddział neurologiczny. Po wykonaniu tomografii i rezonansu magnetycznego otrzymałam przerażającą wiadomość: guz mózgu. Miał być ŁAGODNY… 12 stycznia tego roku przeszłam operację, podczas której wycięto guz. 4 tygodnie później wynik histopatologii wykazał, że mam glejaka w IV stadium. Od 2 marca stosuję radioterapię w Szpitalu w Wieliszewie, a od 22.03.2017 chemioterapię Temodalem. Przyjmowanie błędnie dobranych leków przeciwpadaczkowych uniemożliwiło mi w jednej chwili rozpoczęcie chemioterapii i radioterapii, ze względu na zbyt wysokie próby wątrobowe. Jednak wiem, że takie leczenie to za mało. Dlatego proszę Państwa o wsparcie finansowe, by móc wrócić do mojej kochanej rodziny, do zdrowia, do mojego życia. Z góry dziękuję za okazaną pomoc i wsparcie. Anna

68 515 zł z 200 000 zł
34%
Anna Gapińska, SZCZECIN

Pomóż pokryć koszty dojazdów, pobytów i lekarstw.

Jestem 31-letnią szczecinianką, mamą i żoną :) 20 sierpnia 2016 roku zdiagnozowano u mnie ostrą białaczkę szpikową. Przeszłam cztery cykle chemioterapii w klinice w Szczecinie, każda z nich trwała od 28-36 dni ciągłego pobytu w szpitalu. Jestem po przeszczepieniu szpiku kostnego od dawcy niespokrewnionego (14.03.2017 r.) Znajduję się pod obserwacją Kliniki Hematologii w Szczecinie i Gliwicach, gdzie regularnie mam przeprowadzane niezbędne badania. Wiem już, ze zmieniła mi się grupa krwi na grupę dawcy (z A rh+ na 0 rh+), co jest pozytywnym znakiem, zmienił mi się również kariotyp :) Trzymajcie za mnie kciuki! Moja historia od początku: Poszłam do lekarza rodzinnego 9 sierpnia 2016 r. z osłabieniem, gdzie na podstawie badań krwi stwierdzono u mnie anemię i zalecono przyjmowanie preparatów żelaza na okres trzech miesięcy. Niestety osłabienie po kilku dniach nagle bardzo się nasiliło, więc udałam się do przychodni dyżurnej z myślą, że zapisane kilka dni wcześniej przez mojego wieloletniego lekarza rodzinnego preparaty żelaza mi szkodzą. Byłam wręcz przekonana, że dostanę receptę na nowy/inny lek i wrócę do domu. Niestety dom musiał zaczekać... Lekarz dyżurny do którego trafiłam zapoznał się z moimi wynikami, dokładnie mnie zbadał, w trybie pilnym zlecił morfologię, aby potwierdzić i porównać z wynikiem, który przyniosłam ze sobą. Kilka minut później nie miał już wątpliwości i natychmiast skierował mnie do szpitala z podejrzeniem białaczki. I tak 20 sierpnia 2016 roku trafiłam do Kliniki Hematologii w Szczecinie przy ul. Unii Lubelskiej - tam diagnoza szybko się potwierdziła. Badanie krwi w dniu przyjęcia wykazało 95% blastów. Badanie szpiku potwierdziło diagnozę i już 3 dni później rozpoczęłam pierwszą chemioterapię. Pierwszy cykl leczenia zakończyłam po 28 dniach. Udało się zmniejszyć ilość złych komórek do 2,5%, tym samym znajdowałam się w remisji, czyli miałam dopuszczalną ilość komórek nowotworowych, ilość maksymalnie może wynosić 5%. Później były jeszcze dwa 28-dniowe pobyty w klinice, w trakcie których przyjmowałam kolejne chemioterapie, aby pozbyć się pozostałych komórek nowotworowych. Niestety badanie kontrolne po 3 cyklu wskazało na nawrót choroby (komórki nowotworowe wzrosły powyżej dopuszczalnych 5%). Ponownie musiałam przyjąć bardzo mocną chemioterapię, tym razem dużo mocniejszą niż ta pierwsza. Cykl trwał 36 dni, a przeszłam go bardzo ciężko nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Przeszczep szpiku okazał się jedyną szansa na powrót do zdrowia. Niestety, nawrót choroby, czyli wzrost komórek nowotworowych powyżej 5% rozwiał moje wszelkie nadzieje, że uda mi się przezwyciężyć chorobę na moich zasadach tj. bez przeszczepu, który jest bardzo ryzykownym zabiegiem szczególnie, że musiał być to przeszczep od dawcy niespokrewnionego. Nigdy nie wiadomo, czy szpik się przyjmie... W styczniu 2017 roku rodzina, przyjaciele i znajomi wraz z Fundacją DKMS zorganizowali akcję poszukiwania dla mnie dawcy. Udało się zarejestrować ponad 1700 potencjalnych dawców szpiku! W akcje zaangażowało się cale miasto Szczecin za co jestem wszystkim bardzo wdzięczna! Pod koniec stycznia otrzymałam informację, że znalazł się zgodny Dawca, ale trzeba to jeszcze potwierdzić tzn. dobadać Dawcę, trzymać kciuki, żeby się nie rozmyślił, a następnie szykować się na przeszczep. W lutym 2017 roku otrzymałam informacje, że moje i Dawcy HLA zgadza się 10/10. Wyznaczono mi termin wstawienia się do Centrum Onkologii w Gliwicach na 2 marca 2017 roku. Dzień przed moimi 30-tymi urodzinami, które w myślach planowałam już od roku. Pamiętam, że prosiłam o przesunięcie tego terminu chociaż o 2 dni, ale usłyszałam, że to prezent na urodziny i że nie ma co przekładać. Szybko stwierdziłam, że to najlepszy prezent urodzinowy jaki można sobie wymarzyć będąc w mojej sytuacji... Do marca 2017 r. byłam pod ciągłą opieką Kliniki w Szczecinie (badania szpiku, czy utrzymuje się remisja - bez niej przeszczep nie byłby możliwy). 2 marca stawiłam się do kliniki w Gliwicach - niestety okazało się, że z uwagi na agresywny przebieg mojej choroby konieczna jest również radioterapia, która na początku leczenia nie była nawet brana pod uwagę, a co dopiero jej konieczność. To był dla mnie ogromny szok, bo naświetlanie obejmowało całe ciało i wiązało się z ogromnymi negatywnymi skutkami. Łzy mi ciekły ciurkiem, ale nie miałam innego wyjścia, jak podpisać i dalej walczyć o życie. Przed przeszczepem przeszłam 5-dniowy cykl chemioterapii i 3-dniowy cykl radioterapii całego ciała, następnie w dniu 14 marca 2017 nastąpiło przeszczepienie szpiku od dawcy niespokrewnionego (mężczyzna 27 lat). W klinice w Gliwicach łącznie spędziłam 44 dni i jestem bardzo wdzięczna lekarzom i całemu personelowi medycznemu, który się mną opiekował. Po wyjściu przez 2 tygodnie zostałam w Katowicach, aby być blisko ośrodka przeszczepowego, takie było zalecenie lekarza. Pierwsza kontrola była już po 4 dniach, później co tydzień, co 2 tygodnie, co 3, aż w końcu raz w miesiącu. W październiku ośrodek przeszczepowy zdecydował o kolejnej kontroli za pół roku. Przyznam, ze bardzo się ucieszyłam, bo dojazdy ze Szczecina do Gliwic są dla mnie bardzo męczące. Między wizytami w Gliwicach jestem pod ciągłą opieką kliniki w Szczecinie, gdzie w trakcie leczenia, przed przeszczepem, jak i teraz mam wspaniałą opiekę. Okres pierwszego pół roku po przeszczepie był wyjątkowo trudny... Bardzo dużo mocnych lekarstw, brak siły, bardzo złe samopoczucie, ale i tak uważam, że mimo leżenia "plackiem" przez kilka miesięcy przeszłam to wszystko w miarę łagodnie. Być może tak mi się tylko wydaje porównując moją sytuację z osobami, których już nie ma. Wtedy człowiek uświadamia sobie, że żyje, więc jest dobrze, a wszystko inne jest do zniesienia. Po przeszczepie dwukrotnie przeszłam wirus cytomegalii, który jest wyjątkowo niebezpieczny przy obniżonej odporności. Jednak szybkie jego wykrycie i natychmiastowa reakcja lekarzy pozwoliła na szybkie jego zwalczenie. Zapraszam do śledzenia mojej historii. Dziękuję Wszystkim serdecznie za każde wsparcie :* Pozdrawiam serdecznie Ania

9 684 zł z 10 000 zł
96%
Jarosław Depta, Warszawa

Zbieram środki na leczenie, szczepienia i rehabilitację

Mam na imię Jarek, mam 38 lat. Od kilku lat choruję na schorzenia hematologiczne. Początkowo zdiagnozowano u mnie małopłytkowość samoistną, a w listopadzie 2016 chłoniaka. Obecnie leczę się w szpitalu w Warszawie. Stosowane są kolejne cykle chemioterapii, które nie przynoszą oczekiwanych efektów. Prawdopodobnie konieczne będzie podjęcie leczenia za granicą z wykorzystaniem metod, które nie są stosowane w Polsce. Wiązać się to będzie z koniecznością poniesienia wysokich nakładów finansowych, których nie będę w stanie udźwignąć z własnych środków. Cenna będzie dla mnie każda pomoc. Czuję się jeszcze młodym człowiekiem, mam wspaniałą żonę, z którą mamy jeszcze wiele planów do zrealizowania. Dzięki Waszej pomocy uda mi się powrócić do zdrowia!

81 250 zł z 100 000 zł
81%