Zbiórki

Bogusława Król, Świeszyno

Proszę o wsparcie w leczeniu nowotworu wątroby.

Witam, mam na imię Bogusława. Mam 53 lata i jestem spełnioną, pełną życia żoną, mamą i babcią. Od urodzenia mieszkam w Świeszynie, niewielkiej, malowniczej miejscowości niedaleko Koszalina. W wolnych chwilach, z dala od miejskiego zgiełku, uwielbiam spędzać wolny czas będąc na świeżym powietrzu. Odpoczywam spacerując, porządkując przydomowy ogród, dyskutując przy kawie z bliskimi i angażując się w życie lokalnej społeczności. Od niespełna 30 lat pracuję w dużym, sieciowym sklepie. Praca sprawia mi wielką satysfakcję głównie z powodu braku monotonii. Dzięki niej mam sporo ruchu i możliwość pracy z niezliczoną ilością ludzi, zarówno współpracowników, jak również klientów. Jestem osobą pogodną, żywiołową i pracowitą. Wraz z mężem zawsze staraliśmy się wpajać trójce naszych dzieci, że rodzina, szczerość, pracowitość to najważniejsze wartości w życiu. Los poddał nas próbie po raz pierwszy 25 lat temu, gdy poważnemu wypadkowi uległ mój mąż. Pierwsze diagnozy brzmiały jak wyrok - wózek inwalidzki. Dzięki wytrwałości, ciężkiej pracy i wsparciu najbliższych udało się pokonać przeciwności. Dziś mąż jest w stanie nie tylko samodzielnie się poruszać, ale mimo niepełnosprawności pracować, dbać o dom i rodzinę. To wszystko scementowało nas jeszcze bardziej i uwrażliwiło na krzywdę i potrzeby innych. Kolejny cios los zadał w czerwcu 2018 r. - nowotwór złośliwy wątroby, ale po kolei... Jednego ze styczniowych wieczorów, odpoczywając po pracy w domu, poczułam silny, przenikliwy ból brzucha. Gdy tradycyjne metody zawiodły, a dolegliwości nasilały się, wezwaliśmy pogotowie ratunkowe. Niechętnie zabrano mnie na SOR w Koszalinie.Tam, po wielu godzinach oczekiwania stwierdzono, że to jedynie niestrawność, i że muszę odpocząć. Wówczas w głowie zapaliła się pierwsza lampka ostrzegawcza, ale za radą lekarzy postanowiłam więcej odpoczywać. Po kilku tygodniach bóle wróciły. Postanowiliśmy, że powinnam dokładnie się przebadać i odnaleźć przyczynę występujących dolegliwości. Po tygodniach prywatnych (dla zaoszczędzenia czasu) wizyt, serii badań i analiz, podczas kolejnego badania USG jamy brzusznej, lekarza jednej z prywatnych, koszalińskich przychodni zaniepokoił guz na wątrobie. Po wizycie i kolejnych badaniach w rekomendowanym przez koszalińskich lekarzy Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Janusza Korczaka w Słupsku postawiono, do dziś budzącą we mnie lęk, diagnozę - nowotwór wątroby. Przez kolejne dni, tygodnie czas przyspieszył. Niezliczone i niekończące się rozmowy telefoniczne, konsultacje ze specjalistami z kolejnych klinik, szpitali, ze znanymi naszym znajomym lekarzami... Jakie podjąć kroki? Kto podejmie się leczenia? Czy konieczna jest operacja? Rokowania? Chemioterapia? Radioterapia? Kiedy? Gdzie? Odpowiedź zwykle była podobna, niepomagająca – „proszę czekać…” 1 października 2018 r. w Klinice Chirurgii Wątroby i Chirurgii Ogólnej Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 im. dr Antoniego Jurasza w Bydgoszczy przeszłam operację usunięcia prawego płata wątroby i pęcherzyka żółciowego. Po tygodniowej obserwacji, pełna obaw, ale i nadziei opuściłam szpital i wróciłam do domu. Po kolejnych tygodniach konsultacji, specjaliści nie byli zgodni co do dalszego leczenia. Przeprowadzono ponowne badania, które przyniosły kolejne, niepokojące wyniki, tzn. zmiany, będące (mówiąc wprost) zmianami nowotworowymi. Lekarze z Bydgoszczy z powodu m.in. złego stanu wątroby nie byli zgodni co do dalszego leczenia, dlatego zalecili mi wizytę i konsultacje w Centrum Onkologii – Instytucie im. Marii Skłodowskiej – Curie w Warszawie. Pełni kolejnych obaw, z teczką pełną licznych dokumentów, wyników badań, opinii, pojechaliśmy do Warszawy. Sprawy nabrały tempa. Zdecydowano o podjęciu leczenia skojarzonego - chemio i radioterapii. 14 stycznia 2019 r. (rok po pierwszych symptomach) przyjęłam pierwszą z serii chemioterapii. Zmęczona, ale pełna nadziei walczę z chorobą dla siebie i bliskich. Ciężka choroba, jaką bez wątpienia jest rak, przynosi ze sobą nie tylko strach, niepokój, zmęczenie chorego i bliskich, ale niestety też duże koszty leczenia. Kolejne wizyty, konsultacje, badania, analizy, dojazdy do coraz bardziej oddalonych od Koszalina placówek medycznych, hotele, kosztowne lekarstwa, a także dieta, którą muszę stosować mocno nadszarpnęły domowy budżet. Ostatni rok pochłonął nie nasze siły i nadzieje, bo tego nam nigdy nie zabraknie, lecz oszczędności… Zawsze byłam osoba pomocną i służącą radą. Z uwagą i zaangażowaniem starałam się służyć innym. Dziś to ja zwracam się z prośbą o wsparcie. Uprzejmie proszę wszystkich ludzi dobrego serca o przekazanie nawet najmniejszego wsparcia finansowego i jednocześnie z całego serca za każdą taką pomoc bardzo dziękuję.

19 221 zł z 20 000 zł
96%
Lidia Dyndor, Warszawa

Udało się osiągnąć cel zbiórki!

Szanowni Darczyńcy, ogromnie dziękujemy za wsparcie! Osiągnęliśmy cel zbiórki i na ten moment prosimy o nieprzekazywanie darowizn. --- Mam na imię Lidia i jestem szczęśliwą żoną oraz mamą trójki dzieci: blisko 5-letniej Natalii, 3-letniego Antosia i rocznego Frania. Na zdjęciu jestem z moim najmłodszym synkiem, bo to właśnie kiedy byłam z nim w ciąży, do naszej rodziny dołączył rak piersi - potrójnie ujemny. Od momentu diagnozy w procesie leczenia udało mi się pokonać daleką drogę: 2 operacje, 16 wlewów chemii, a w najbliższym czasie czeka mnie jeszcze 20 naświetlań i kolejne operacje profilaktycznej mastektomii oraz rekonstrukcji chorej piersi. Wszystkie środki zebrane na moje konto posłużą mi do opłacenia kosztów związanych z leczeniem, które nie są refundowane przez NFZ, takie jak: specjalistyczne materiały użyte do operacji rekonstrukcyjnych (np. siatka z osierdzia wołowego lub siatka adm), dodatkowy sprzęt oraz rehabilitacja specjalistyczna, a także dodatkowa diagnostyka i konsultacje specjalistyczne. Pieniądze zebrane posłużą mi również do finansowania kosztów dojazdów na konsultacje specjalistyczne poza moim miejscem zamieszkania oraz do opłacenia specjalistycznego wsparcia psychoonkologicznego.

52 673 zł z 25 000 zł
210%
Katarzyna Czepukojć, Warszawa

Nowotwór kradnie moje życie, moją sprawność. Pomóż mi ją uratować!

Mam na imię Katarzyna. W marcu skończę 42 lat. Jestem mamą dwójki dzieci - Julii (12 lat) i Oskara (18 lat). Od ponad trzech lat walczę z rakiem piersi. W chwili obecnej jest to już rozsiany proces nowotworowy. Mam przerzuty do kości i tkanek kręgosłupa, miednicy. Przyjmuję chemię i wlewy z kwasu zolendronowego. Wspomagam się również suplementacją. Od niespełna roku leczę się w Poradni Bólu przy Szpitalu Grochowskim w Warszawie. Trafiłam na cudowną Panią doktor, która dała mi nadzieję, że ból się leczy. Przyjmuję leki przeciwbólowe w tabletkach i plastry z opiatami na uśmierzenie bólu. Niestety nie zawsze ból udaje się uśmierzyć. W ciągu tego roku zostały mi już dwukrotnie zwiększone dawki tych leków. Żyję z bólem. Czy nauczyłam się z nim żyć? Nie do końca. Są dni, kiedy ból nie pozwala na wstanie z łóżka. Nie pozwala na zrobienie najmniejszej rzeczy. Z osoby aktywnej, która wszystko robiła na zwiększonych obrotach, stałam się osobą niedołężną. Lekarze niestety nie bardzo mają pomysł na to, jak mnie leczyć. Kręgi i żebra w kręgosłupie są złamane. Od niespełna 1,5 roku noszę gorset Jewetta. Niestety proces chorobowy się pogłębia. Jeśli nie znajdę pomocy, to w niedalekiej przyszłości czeka mnie wózek inwalidzki. I powolna śmierć, Śmierć w bólu, cierpieniu... W Niemczech i Czechach są kliniki, które z powodzeniem leczą takie przypadki jak mój. Obecnie potrzebuję środków na wykonanie badań diagnostycznych: USG jamy brzusznej, USG piersi, TK kręgosłupa, TK głowy, MRI odcinka piersiowego kręgosłupa, MRI odcinka lędźwiowego kręgosłupa, PET CT. Środki mi są potrzebne również na przetłumaczenie dokumentacji medycznej na język niemiecki i angielski przez tłumaczy przysięgłych. Bez tego nie będę mogła mieć choćby najmniejszej nadziei na lepsze leczenie. W obecnej chwili nie pracuję. Jestem na rencie. Mam orzeczoną całkowitą niezdolność na pracy i samodzielnej egzystencji. Początek trudnej drogi......Niespełna miesiąc po moich 38 urodzinach mój świat się zawalił. Od lekarza usłyszałam, że w lewym węźle pachowym mogą znajdować się komórki nowotworowe. Potem „zielona karta” i wizyta w Centrum Onkologii w Warszawie. Guz w lewej piersi wielkości 9 cm. Kolejne badania – diagnoza: rak złośliwy, inwazyjny G2. Szok, niedowierzanie. Przecież regularnie się badałam – mammografia, usg piersi. Patrząc na moje dzieci nie mogłam uwierzyć, że mogę nie doczekać ich dorastania. Rozpacz, załamanie, morze łez. Aż wreszcie myśl – walczymy. Wszystkie ręce na pokład. Mam dla kogo żyć – dla siebie, dla dzieci, dla rodziny.12 maja 2017 r. pierwsza chemia – najpierw czerwona, a po niej biała. Po 4 miesiącach, 22 września 2017 r. – koniec wyczerpującego mój organizm leczenia chemią. Kolejne konsylium lekarskie – zapada decyzja o przeprowadzeniu radykalnej mastektomii lewej piersi z usunięciem węzłów chłonnych.4 października 2017 r. operacja – jestem Amazonką.Rozpoczynam radioterapię na tzw. głębokim wdechu. Równocześnie przechodzę hormonoterapię – zażywam tabletki, a co 28 dni dostaję zastrzyk z izotopem, który inwazyjnie działa na kości – osłabia je oraz powoduje ich bardzo silny ból. Lekarz prowadzący sugeruje profilaktyczne usunięcie jajników razem z jajowodem – co ma zminimalizować ryzyko pojawienia się nowych ognisk choroby nowotworowej. Niestety w ramach NFZ nie wykonuje się operacji o charakterze profilaktycznym. Tylko prywatnie. Narodowy Program Zwalczania Chorób Nowotworowych już mnie nie obejmuje. Pomoc ze strony publicznej służby zdrowia skończyła się po naświetlaniach. Ostatnie miesiące to był dla mnie bardzo trudny okres – wyniszczająca organizm ciężka chemioterapia, której towarzyszyła silna neutropenia i leukopemia. Potem operacja, radioterapia i ciężka walka o usprawnianie ręki, która trwa do dzisiaj. Ze względu na mój stan zdrowia zmuszona jestem do korzystania z masaży limfatycznych. Niestety nie zostały mi przyznane w ramach NFZ i muszę za nie płacić prywatnie. Do tego dochodzą leki, które przyjmuję codziennie, a które pochłaniają już większość naszych funduszy. Długotrwała chemioterapia i radioterapia spowodowały, że moje zdrowie i sprawność jest w bardzo złym stanie. Moje kości chorują. Ta choroba to osteoporoza, w wyniku której doznałam zaniku kostnego. Ale najgorsza była diagnoza: kompresyjne złamanie trzonów TH7, TH8, TH9, TH10, TH11 z obniżeniem ich wysokości oraz złamanie blaszek granicznych górnych trzonów L1, L2, L3. Ból, jaki odczuwam jest niewyobrażalny. Każdy ruch, każdy krok to walka z cierpieniem. Od niespełna czterech tygodni muszę nosić Gorset Jewetta. Czeka mnie jeszcze kilka miesięcy noszenia go. Zaproponowano mi bardzo kosztowne i długie leczenie, które może spowodować poprawę mojego stanu zdrowia. W ostatnim czasie miałam wykonane badania diagnostyczne. Odbierając je miałam nadzieję, że wynik będzie bardzo dobry. Niestety… Choroba dała o sobie znać. Mam przerzuty do kości. Ponowne leczenie i strach co dalej. Światełkiem nadziei na życie jest dla mnie drogie leczenie, a w późniejszym czasie i długotrwała rehabilitacja. Onkologia dostępna w Polsce proponuje leczenie systemowe (chemioterapia, radioterapia) i nie daje zbyt dobrych rokowań. Nowoczesna onkologia poszukuje cały czas nowych terapii i leków, ale niestety większość z nich nie jest dostępna w Polsce, a jeśli już to jest bardzo droga. Potrzeba ogromnych funduszy, nieosiągalnych dla mnie i mojej rodziny. Aktualnie przyjmuję leki antyhormonalne oraz lek w ramach programu badań klinicznych, którego działanie polega na blokowaniu białek nazywanych kinazami zależnymi od cyklin 4 i 6, które regulują wzrost i podział komórek. Blokowanie tych białek może spowolnić wzrost komórek nowotworowych i opóźnić postęp choroby nowotworowej. Lek ten już niedługo przestanę przyjmować. Według lekarzy z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że po odstawieniu tego leku rak piersi powróci. Powróci mocniejszy, trudniejszy do wyleczenia. Bardzo się tego boję. Niestety lek ten nie jest refundowany. Koszt miesięcznej kuracji wynosi ok. 5 tys. euro. Z uwagi na moją bardzo trudną sytuację finansową nie jestem w stanie sama za niego zapłacić. Moja choroba i leczenie z nią związane pochłonęła już bardzo dużo pieniędzy. Wiem, że nic już nigdy nie będzie takie jak było, ale chciałabym żyć jak najpiękniej i jak najdłużej się da. Coraz częściej wspominam to, co było, to, co mogłam zrobić. Czasami marzę o tym, co chcę, żeby jeszcze się zdarzyło. Bardzo proszę Was o pomoc w powrocie do zdrowia. Chciałabym móc patrzeć jak moje dzieci stawiają pierwsze kroki w dorosłe życie. Wierzę w to, że nam się uda. Wpłaty od Państwa dadzą mi szansę na osiągnięcie tego celu. Ja i cała Moja Rodzina będziemy wdzięczni za każdą kwotę, którą Państwo zechcą wpłacić. Pomagać w potrzebie to wielka i wspaniała rzecz.

85 215 zł z 130 000 zł
65%
Sylwia Hałas, Pruszcz Gdański

Cel zbiórki został osiągnięty.

Mam na imię Sylwia, jestem mamą dwóch cudownych dzieci i to dla nich proszę o pomoc. 7 lipca 2017 roku dostałam ataku padaczki. W szpitalu po badaniu rezonansem padła przerażająca diagnoza - guz mózgu - glejak gwiaździak. Pierwsza operacja odbyła się 17 lipca 2017 na oddziale neurochirurgi w Gdańsku - resekcja procesu rozrostowego prawego płatu potylicznego, naciek nieoperacyjny. Mój stan był bardzo ciężki: straciłam wzrok w jednym oku, w drugim miałam zaburzenia pola widzenia. Uczyłam się chodzić, jeść, normalnie funkcjonować. W październiku 2017 roku rozpoczęłam terapię protonową w Krakowie, która zakończyła się 29 grudnia 2017 roku. Terapia przyniosła bardzo pozytywne skutki. Zaczęłam w miarę samodzielnie funkcjonować, poprawił się wzrok, zaczęłam uczyć się na nowo liczenia. Byłam bardzo zdeterminowana, aby wrócić do domu, do moich dzieci w lepszym stanie, bym to ja mogła się nimi opiekować. W marcu 2018 roku rozpoczęłam chemioterapię. Trwała 8 miesięcy, niestety nie została dokończona z powodu złych wyników krwi. Dodatkowo pojawiły się bóle kości i całego ciała, zasinienia i krwiaki skóry, omdlenia, padaczka. Ponowny rezonans w Krakowie wykazał wznowę guza. Dostałam natychmiastowe skierowanie na operację ratującą życie. 9 stycznia 2019 odbyła się kolejna operacja naprawcza mózgu - resekcja wznowy guza prawej półkuli. Naciek nieoperacyjny rozlewa się na drugą półkulę. W tej chwili w Polsce wyczerpano już wszystkie możliwości leczenia dla mnie. Istnieje terapia którą można zastosować - NanoTherm, robiona w ośrodku w Niemczech. Moje skarby - Agatka lat 9 i Dominik lat 5 bardzo przeżywają mój stan. Długo starałam się ukrywać przed nimi chorobę, jednak protonoterapia i chemioterapia zrobiły swoje. Agatka jest bardzo uzdolniona plastycznie, sprzedaje namalowane przez siebie obrazy, żeby mi pomóc. Dominik mimo swoich lat potrafił się mną zaopiekować i pomóc w trudnych chwilach po chemioterapii. Bardzo proszę o pomoc.

195 871 zł z 168 000 zł
116%
Gośka Markiewicz, Łuków

Potrzebuję pomocy w walce ze szpiczakiem

Moi Drodzy, mając 52 lata zachorowałam na szpiczaka. Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie miałam czasu na rozpacz, przemyślenia, bo tak mocno zachorowałam, że myślałam tylko o tym, jak szybko muszę stawić czoła chorobie i poddać się leczeniu. Poważna infekcja górnych dróg oddechowych, zmiany kostne i bardzo słabe wyniki doprowadziły do sepsy. Zostałam wprowadzona w śpiączkę farmakologiczną na ponad miesiąc. W sumie nie dawano mi żadnych szans i kilkakrotnie ściągano mnie na ten świat. Dzięki Bogu, mojej kochanej rodzinie i wspaniałym lekarzom wyszłam z tego. Uczyłam się chodzić, poruszać od nowa. Była ze mnie taka słaba, wychudzona roślinka. Pozostał mi niedowład nogi i połowy ręki. Cały rok jeździłam na chemioterapię albo leżałam w szpitalu. Nie było miesiąca, żebym była w domu. Moja kochana rodzina, dla której właśnie chcę walczyć i przetrwać to wszystko, pomagała mi bardzo nie tylko psychicznie, ale także fizycznie i finansowo.Nie prosiłam nikogo do tej pory o pomoc, ale teraz nie dajemy rady finansowo. Leki, dojazdy do szpitala i sprzęty rehabilitacyjne bardzo dużo nas kosztują, dlatego proszę bardzo - pomóżcie mi!Nie wiem, czy można pogodzić się z takim losem, ale wiem, że jedyne czego teraz pragnę to żyć i być dla moich bliskich, dla rodziny i dla tych, którzy się zawsze modlili. Moje życie nigdy mnie nie oszczędzało, ale może dzięki temu jestem taka silna i zdeterminowana do walki. Dziękuję za każdą pomoc z całego serca.

25 146 zł z 35 000 zł
71%
Elżbieta Gumulak, Wojkowice

Proszę o wsparcie w walce z rakiem piersi.

Mam na imię Ela, mam 37 lat. Wszystko zaczęło się w marcu 2018 roku, kiedy wyczułam guza w piersi. Aktualnie jestem po radykalnej mastektomii i potrzebuję dalszego leczenia: chemii i radioterapii. W międzyczasie muszę mieć długą rehabilitację ręki i łopatki, której funkcjonowanie jest zaburzone przez uszkodzony nerw. Z uwagi na swój młody wiek powinnam wykonać dodatkowe badania genetyczne nierefundowane przez NFZ. Proszę o wsparcie na leczenie, rehabilitację, badania genetyczne.

6 961 zł z 20 000 zł
34%
Ewa Rytel, Białystok

Udało się sfinansować leczenie!

Wszystkim bardzo dziękuję za wsparcie! Z zebranych środków udało się przeprowadzić leczenie nierefundowanym lekiem Kadcyla! Wstrzymuję zbiórkę i proszę o nieprzekazywanie darowizn. ****************************************************************************************************** Mam na imię Ewa. Mam 41 lat, jestem mamą dwóch Córeczek w wieku 5 i 8 lat, żoną Tomka i córką Jasi. Mam też wielu krewnych, znajomych i przyjaciół, którzy od ponad roku wspierają mnie w chorobie swoją opieką, pomocą i modlitwą. Moja historia nie odbiega zbytnio od innych. Żyłam w pędzie, na pomaganie innym czasem brakowało mi czasu, na życie też brakowało mi czasu. Zawsze jednak pamiętałam o corocznych badaniach usg – moja Mama miała raka piersi, a Tata zmarł, gdy miałam 13 lat. Pragnęłam, aby moje dzieci nie doświadczyły tego ciągłego poczucia lęku osieroconego dziecka. Niestety, mój rak nie był widoczny na żadnym ze zrobionych usg. Jesienią 2017 nalegałam na rozszerzenie diagnostyki i wykryto u mnie miejscowo zaawansowanego raka piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Przeszłam już leczenie radykalne – chemioterapię, mastektomię i radioterapię, jestem w trakcie leczenia herceptyną. Ten rok zmienił moje życie. Uświadomiłam sobie, że można inaczej żyć, już nie biegnąc, ale idąc, że moja siła tkwi w relacjach z innymi ludźmi, że warto pomagać kosztem swoich spraw i że warto o pomoc prosić. Jako że mój nowotwór nie poddał się w pełni chemioterapii, zaproponowano mi lek Kadcyla, nierefundowany w Polsce, a z powodzeniem od kilku lat stosowany za granicą. Lek, który może pomóc zapobiec przerzutom. Koszt jednej dawki to około 20 000 PLN – ja zaś potrzebuję przynajmniej 5 dawek. Koszt leczenia przekracza nasze możliwości finansowe.Dlatego bardzo proszę o pomoc i wsparcie. Moja Rodzina i znajomi bardzo mnie potrzebują, a ja tak bardzo chciałabym dzielić się radością życia i wzajemnym wsparciem, póki sił starczy.Proszę, pomóżcie.

83 937 zł z 100 000 zł
83%
Joanna Kamińska, Morzewo

Pomoc pooperacyjna

Cześć wszystkim, pamiętamjak dziś ten dzień: diagnoza raka piersi, pierwszy miesiąc, płacz, obawa, że nie uda mi się zaznać szczęścia i wykorzystać chwil, które mi pozostały... Jednak podjęłam próbę! Próbę walki o własne życie, mimo że w każdej chwili towarzyszy mi strach, że może powrócić mój wróg: "rak". Stałam się wojowniczką i do teraz walczę i nie poddaję się mimo nieudanych prób. Przeszłam chemię i aż 3 operacje. Mówią: "Ciesz się, że żyjesz"! No właśnie... Ale pozostaje jeszcze kwestia komfortu życia, a u mnie efektem operacji jest ból w piersi oraz jej animacja, co uniemożliwia mi z radość z życia. Zastanawiam się, co dalej... Poddać się czy walczyć? No ale nie mogęsię poddać - przecieżplanuję założyć własną rodzinę, dlatego zbieram siły, by stawić czoła przeciwnościom i uzbierać środki na operację. Tylko ona może mi pomóc zaznać spokoju i zaakceptować siebie. Żeby pozbyć się dyskomfortu i bólu powinnam mieć założone tzw. siatki ADM. Zabieg takiej korekcji to spory koszt, ale dzięki pomocy jest możliwy do zrealizowania!

5 273 zł z 10 000 zł
52%
Agnieszka Cygan, Lublin

Proszę o pomoc w walce z glejakiem

Witam Kochani, mam na imię Agnieszka. Jestem mamą dwóch dziewczynek: Natalii (9 lat) i Julii (6 lat). Byłam osobą bardzo aktywną i szczęśliwą do czasu pierwszego w życiu ataku padaczki w 2015 r. Po badaniu MRI diagnoza: guz mózgu - glejak. Na szczęście operacyjny. Jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy, jak groźna jest ta choroba. Myślałam "to tylko guz, wytnie się go i będę zdrowa". Niestety, okazało się inaczej. Guza nie udało się usunąć w całości. Pomimo przyjmowania leków, pojawiały się ataki padaczki. W 2017 r. guz zaczął odrastać. Po drugiej operacji wynik histopatologiczny: skąpodrzewiak anaplastyczny III WHO, co oznaczało, że guz uzłośliwił się. Radio i chemioterapia musiały zostać przerwane ze względu na słabe wyniki krwi. Potrzebuję pomocy finansowej na dostępne, ale nierefundowane leczenie w Polsce i za granicą. Myślę o terapii w Koloni: terapia immunologiczna dostępna w IOZK - koszt wynosi 60 tys. EURO, czas trwania ok. 6 miesięcy, link do angielskiej strony: http://www.iozk.de/en/start/home Proszę o wsparcie. To dla mnie szansa na życie...

95 324 zł z 252 000 zł
37%
Sylwia Patriak, Oława

Cel zbiórki został osiągnięty.

Na ten moment wstrzymuję zbiórkę. Bardzo dziękuję za wszelkie wpłaty! *********************************************************** Na imię mam Sylwia i mam 38 lat. Jestem żoną super faceta o imieniu Mariusz oraz matką dwójki dzieci: Angeliki (19 lat) i małego Karolka (2 lata). W kwietniu 2018 roku zdiagnozowano u mnie raka piersi trzeciego stopnia z przerzutami do węzłów. Ze względu na wieloogniskowość nowotworu zaczęłam leczenie od bardzo drastycznej chemii. Nie będę tutaj nikogo czarować, czułam się po niej RÓŻNIE. Niemniej jednak przetrwałam to i udało mi się dobrnąć do końca. Z końcem października przeszłam ciężką operację usunięcia piersi oraz 26 węzłów. Czułam się dobrze… tzn. bolało, ale wierzyłam, że już z górki i będzie tylko lepiej. Niestety przyszły wyniki histopatologiczne wyciętego materiału i entuzjazm prysł. Wyniki wykazały, że te kilka miesięcy chemii przyniosły marny wynik. Wycięto żywe komórki rakowe zarówno z piersi jak i z 8 węzłów. Na domiar złego komórki rakowe wyszły poza torebkę węzłową. W ciągu kilku dni zaczęłam szukać pomocy wszędzie, gdzie tylko się dało. Nie mogę czekać na to, aż komórki rakowe, krążące w moim organizmie gdzieś się rozprzestrzenią i zagnieżdżą, muszę działać. W najbliższym czasie chcę wykonać testy ONCODepp, które mają na celu znaleźć chemioterapię najbardziej skuteczną przy moim typie nowotworu. Badania te wykonuje się w Belgii i są dość kosztowne. W tej chwili przyjmuję hormonoterapię oraz czekam na radioterapię, która powinna się zacząć 3-4 tygodnie po operacji, Jednak realia są inne, mój zaplanowany termin naświetleń to początek roku 2019 czyli 9-10 tygodni po operacji. Nie wiem co będzie dalej, szukam możliwości dalszego leczenia, wszędzie, gdzie jest to tylko możliwe. Konsultuję się z różnymi lekarzami w kraju i za granicą, porównuję proponowane leczenie. Po wynikach profilu molekularnego będę wiedziała, czy chemioterapia, która może mi pomóc, jest refundowana, czy też nie. Dziękuję każdemu, kto wyciągnie do mnie pomocną dłoń. Sylwia Patriak

102 877 zł z 40 000 zł
257%
Piotr Lewandowski, Orneta

Potrzebne pieniądze na walkę z nowotworem! Pomóżcie mi żyć...

Mam na imię Piotr, mam 39 lat i dwoje dzieci. 15-letni syn wymaga całodobowej opieki ze względu na niepełnosprawność (rozszczep kręgosłupa i wodogłowie), a córka 13 lat na szczęście jest zdrowa. Chciałbym widzieć, jak dorastają. W 2018 r. zasłabłem podczas wykonywania prostych codziennych czynności, po przebadaniu usłyszałem diagnozę - szpiczak plazmocytowy wraz z amyloidozą. Przeszedłem cztery cykle chemioterapii, a następnie przeszczep szpiku. Potrzeby są spore w zależności od wyników badań, które są niestabilne. Koszt leków, terapii oraz częste dojazdy do szpitala lub do lekarza (55 km w jedną stronę - mieszkam w małej miejscowości) przerastają moje możliwości. Proszę o wsparcie, ponieważ go potrzebuję do walki z nowotworem.

40 029 zł z 37 000 zł
108%
Anna Rucińska-Barnaś, Kraków

Środki na pokrycie kosztów związanych z leczeniem

Tylko ludzie silni nadzieją są zdolni przetrwać wszelkie trudności. - ks. Jerzy Popiełuszko Na początku stycznia 2018 zdiagnozowano u mnie hormonozależnego HER dodatniego raka piersi z przerzutami do węzłów pachowych. Od razu podjęłam walkę z chorobą, poddałam się 8 cyklom chemioterapii, operacji, radioterapii i immunoterapii. Obecnie jestem w trakcie hormonoterapii w Centrum Onkologii w Gliwicach, leczę się też kardiologicznie oraz przechodzę rehabilitację z powodu następstw choroby. Nie poddaję się, ale leczenie i rehabilitacja wiążą się z kosztami, które obciążają nasz domowy budżet. Obecnie największym wydatkiem są leki, badania i dojazdy do placówek medycznych. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie. W ofiarowaniu siebie najpiękniejsze jest to, że to, co do nas wraca jest zawsze lepsze od tego, co dajemy. Otrzymujemy odpowiedź o wiele bardziej hojną niż nasze działanie. - Orison Swett Marden

11 913 zł z 10 000 zł
119%